— Nie mówmy o Heluni, tylko o mnie…
— Heleno… dziecko moje… Ty przecież nie jesteś…
— Jego kochanką… Tak, nie jestem, bo on tego jeszcze nie zażądał. Co mnie obchodzi pani Denowa czy Radzińska albo mąż, który mnie opuścił… Już nie wiem, co się ze mną dzieje… To jedno czuję, że ten człowiek zabrał mi duszę.
— Bądźże przynajmniej rozsądna… Zresztą…
— Jestem nią, dopóki być mogę… Ale ja nie dbam o taki świat, który dwoje ludzi skazuje na tortury za to tylko, że się kochają.
Nienawidzieć się wolno — dodała z gorzkim uśmiechem — kraść, zabijać… wszystko, wszystko wolno, tylko nie wolno kochać… Ach, moja mamo, jeżeli ja nie mam racji, więc dlaczegóż Jezus Chrystus nie mówił ludziom: bądźcie rozsądni, tylko — kochajcie się?
Pani Misiewiczowa umilkła, przerażona wybuchem, którego nigdy nie oczekiwała. Zdawało się, że niebo spada jej na głowę, kiedy z ust tej gołębicy bryzgnęły zdania, jakich dotychczas nie słyszała, nie czytała, jakie jej samej nie przeszły przez myśl, nawet kiedy była w tyfusie.
Na drugi dzień był u niej Rzecki; przyszedł z miną zakłopotaną, a gdy mu wszystko opowiedziała, wyszedł złamany.
Bo właśnie dziś w południe zdarzył mu się taki wypadek.
Do sklepu, do Szlangbauma, przyszedł kto?… Maruszewicz i rozmawiał z nim blisko godzinę. Inni subiekci, od czasu gdy dowiedzieli się, że Szlangbaum kupuje sklep, natychmiast wobec niego spokornieli. Ale pan Ignacy zhardział i po odejściu Maruszewicza zaraz zapytał:
— Cóż pan masz za interesa z tym łotrem, panie Henryku?
Ale i Szlangbaum już zhardział, więc odpowiedział panu Rzeckiemu, wysunąwszy pierwej dolną wargę:
— Maruszewicz chce dla barona pożyczyć pieniędzy, a dla siebie chciałby jakiejś posady, bo już gadają na mieście, że Wokulski odstępuje mi swoją spółkę. Za to obiecuje mi, że baron będzie odwiedzał mój dom z baronową…
— I pan przyjmiesz taką jędzę? — spytał Rzecki.
— Dlaczegóż by nie?… Baron będzie dla mnie, a baronowa dla mojej żony. W duszy jestem demokratą, ale co pocznę, kiedy wobec głupich ludzi salon lepiej wygląda z baronami i hrabiami aniżeli bez nich. Wiele robi się dla stosunków, panie Rzecki.
— Winszuję.
— Ale, ale… — dodał Szlangbaum. — Mówił mi jeszcze Maruszewicz, iż po mieście kursuje, że Stasiek wziął na utrzymanie tę… tę… Stawską… Czy to prawda, panie Rzecki?…
Stary subiekt plunął mu pod nogi i wrócił do swego biurka.
Nad wieczorem zaszedł do pani Misiewiczowej, ażeby się z nią naradzić, i tu dowiedział się z ust matki, że pani Stawska dlatego tylko nie jest kochanką Wokulskiego, ponieważ on tego nie żądał…
Opuścił panią Misiewiczową strapiony.
„Niechby sobie była jego kochanką — mówił w duchu. — Ojej!… ile to dam bardzo renomowanych są kochankami jeszcze jak lichych facetów…
Ale to gorsze, że Wokulski wcale o niej nie myśli. Tu jest awantura!… Ha, trzeba coś poradzić.”
Ale że sam już nie znajdował rady, więc poszedł do doktora Szumana.
XII. W jaki sposób zaczynają się otwierać oczy
Doktór siedział przy lampie z zieloną umbrelką i pilnie przeglądał stos papierów.
— Cóż — spytał Rzecki — znowu doktór pracuje nad włosami?… Phi! co za mnóstwo cyfr… Jak sklepowe rachunki.
— Bo też to są rachunki z waszego sklepu i waszej spółki — odparł Szuman.
— A pan skąd je masz?
— Mam tego dosyć. Szlangbaum namawia mnie, ażebym mu powierzył mój kapitał. Ponieważ wolę mieć sześć tysięcy aniżeli cztery tysiące rocznie, więc jestem gotów wysłuchać jego propozycji. Ale że nie lubię działać na ślepo, więc zażądałem cyfr. No, i jak widzę, zrobimy interes.
Rzecki był zdumiony.
— Nigdy nie myślałem — rzekł — ażebyś pan zajmował się podobnymi kwestiami.
— Bom był głupi — odparł doktór wzruszając ramionami. — W moich oczach Wokulski zrobił fortunę, Szlangbaum robi ją, a ja siedzę na paru groszach jak kamień na miejscu. Kto nie idzie naprzód, cofa się.
— Ależ to nie pańska specjalność zbijanie pieniędzy!…
— Dlaczego nie moja? Nie każdy może być poetą albo bohaterem, ale każdy potrzebuje pieniędzy — mówił Szuman. — Pieniądz jest spiżarnią najszlachetniejszej siły w naturze, bo ludzkiej pracy. On jest *sezamem*, przed którym otwierają się wszystkie drzwi, jest obrusem, na którym zawsze można znaleźć obiad, jest lampą Aladyna, za której potarciem ma się wszystko, czego się pragnie. Czarodziejskie ogrody, bogate pałace, piękne królewny, wierna służba i gotowi do ofiar przyjaciele, wszystko to ma się za pieniądze…
Rzecki przygryzł wargi.
— Nie zawsze — rzekł — byłeś pan tego zdania.
— Tempora mutantur et nos mutamur in illis — spokojnie odpowiedział doktór. — Dziesięć lat zmarnowałem na badaniu włosów, wydałem tysiąc rubli na druk broszury o stu stronicach i… pies nie wspomniał ani o niej, ani o mnie. Spróbuję dziesięć następnych lat poświęcić operacjom pieniężnym i jestem z góry pewny, że mnie będą kochać i podziwiać. Bylem otworzył salon i kupił ekwipaż…
Chwilę milczeli nie spoglądając na siebie. Szuman był pochmurny, Rzecki prawie zawstydzony.
— Chciałbym — odezwał się nareszcie — pogadać z panem o Stachu…