lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 207

w bramie, przy której powtórzono mu to, co poprzednio mówili zbiegowie, że większa część tej
dzielnicy nie była jeszcze objęta pożarem, lubo ogień w kilku miejscach przerzucił się już za rzekę.
Zatybrze jednak pełne było także dymu i uciekających tłumów, przez które trudniej było się w głąb
przedostać dlatego, że ludzie mając więcej czasu wynosili i ratowali więcej rzeczy. Sama główna
droga Portowa była w wielu miejscach zupełnie nimi zawalona, a koło Naumachii Augusta wznosiły
się ich całe stosy. Ciaśniejsze zaułki, w których nagromadziły się gęściej dymy, były wprost
nieprzystępne. Mieszkańcy uciekali z nich tysiącami. Winicjusz widział po drodze przerażające
obrazy. Nieraz dwie rzeki ludzkie płynące ze stron przeciwnych, spotkawszy się w ciasnym przejściu,
parły się wzajem i walczyły ze sobą na zabój. Ludzie bili się i tratowali jedni po drugich. Rodziny
gubiły się w zamieszaniu, matki nawoływały rozpaczliwie dzieci. Winicjuszowi włosy powstawały na
myśl, co musiało się dziać bliżej ognia. Wśród wrzasków i zgiełku trudno było się o coś rozpytać lub
zrozumieć wołania. Chwilami zza rzeki przytaczały się nowe bałwany dymów czarnych i tak ciężkich,
iż toczyły się tuż przy ziemi, zakrywając tak domy, ludzi i wszystkie przedmioty, jak je zakrywa noc.
Lecz wiatr, spowodowany pożarem, rozwiewał je i wówczas Winicjusz mógł posuwać się dalej ku
zaułkowi, na którym stał dom Linusa. Upał lipcowego dnia, zwiększony żarem bijącym od płonących
dzielnic, stał się nieznośnym. Dym gryzł w oczy, piersiom brakło tchu. Nawet i ci mieszkańcy, którzy
w nadziei, że płomień nie przekroczy rzeki, zostali dotąd w domach, poczęli je opuszczać i ciżba
zwiększała się z każdą godziną. Pretorianie towarzyszący Winicjuszowi pozostali w tyle. W tłoku
zranił ktoś młotem jego konia, który począł rzucać zakrwawionym łbem, wspinać się i odmawiać
posłuszeństwa jeźdźcowi. Poznano też po bogatej tunice augustianina i natychmiast rozległy się
wokół okrzyki: „Śmierć Neronowi i jego podpalaczom!” Nadeszła chwila groźnego
niebezpieczeństwa, albowiem setki rąk wyciągnęły się ku Winicjuszowi, lecz spłoszony koń uniósł
go tratując ludzi, a zarazem nadpłynęła nowa fala czarnego dymu i pogrążyła w mroku ulicę.
Winicjusz widząc, że nie przejedzie, zeskoczył wreszcie na ziemię i począł biec piechotą,
prześlizgując się koło murów, a czasami czekając, by uciekający tłum minął go. W duszy mówił
sobie, że to są próżne wysilenia. Ligia mogła nie być już w mieście, mogła w tej chwili ratować się
ucieczką: łatwiej było odnaleźć szpilkę nad brzegiem morza niż ją w tym natłoku i chaosie. Chciał
jednak choćby za cenę życia dotrzeć do domu Linusa. Chwilami zatrzymywał się i tarł oczy.
Urwawszy brzeg tuniki zasłonił nią nos i usta i biegł dalej.
W miarę jak zbliżał się do rzeki, upał powiększał się straszliwie. Winicjusz wiedząc, że pożar wszczął
się przy Wielkim Cyrku, sądził z początku, że żar ów bije od jego zgliszcz oraz od Forum Boarium i od
Velabrum, które, leżąc w pobliżu, musiały być również ogarnięte płomieniem. Lecz gorąco stawało
się nie do zniesienia. Ktoś uciekający, ostatni, jakiego Winicjusz spostrzegł, starzec o kulach,
krzyknął: „Nie zbliżaj się do mostu Cestiusza! Cała wyspa w ogniu”. Jakoż nie można się było dłużej
łudzić. Na zakręcie ku Vicus Judaeorum, na którym stał dom Linusa, młody trybun dojrzał wśród
chmury dymów płomień: paliła się nie tylko wyspa, ale i Zatybrze, a przynajmniej drugi koniec
uliczki, na której mieszkała Ligia.
Winicjusz jednak pamiętał, że dom Linusa otoczony był ogrodem, za którym od strony Tybru było
niezbyt rozległe, niezabudowane pole. Ta myśl dodała mu otuchy. Ogień mógł zatrzymać się na
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional