lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 201

z chrapaniem i jękami konia, który biegnąc drogą wznoszącą się ciągle do Arycji w górę, pędził już
ostatkiem tchu. Kto ją wyrwie z płonącego miasta i kto może ją ocalić? Tu Winicjusz, położywszy się
całkiem na koniu, wpił palce we włosy, gotów z bólu kąsać kark koński. Lecz w tej chwili jakiś
jeździec pędzący również jak wicher, ale ze strony przeciwnej, do Ancjum, krzyknął przebiegając
koło niego: „Roma ginie!”, i popędził dalej. Do uszu Winicjusza doszedł tylko jeszcze wyraz:
„bogowie”, resztę zgłuszył tętent kopyt. Lecz ów wyraz wytrzeźwił go. Bogowie!… Winicjusz
podniósł nagle głowę i wyciągnąwszy ramiona ku niebu nabitemu gwiazdami, począł się modlić:
„Nie was wzywam, których świątynie płoną, ale Ciebie!… Tyś sam cierpiał, Tyś jeden miłosierny! Tyś
jeden rozumiał ludzki ból! Tyś przyszedł na świat, by ludzi nauczyć litości, więc ją teraz okaż! Jeśliś
jest taki, jak mówią Piotr i Paweł, to mi uratuj Ligię. Weź ją na ręce i wynieś z płomieni. Ty to
możesz! Oddaj mi ją, a ja ci oddam krew. A jeśli dla mnie nie zechcesz tego uczynić, to uczyń dla
niej. Ona Cię kocha i ufa Ci. Obiecujesz życie po śmierci i szczęście, ale szczęście po śmierci nie
minie, a ona nie chce jeszcze umierać. Daj jej żyć. Weź ją na ręce i wynieś z Rzymu. Ty możesz,
chybabyś nie chciał…”
I przerwał, czuł bowiem, że dalsza modlitwa mogła się zmienić w groźbę; bał się obrazić bóstwo w
chwili, gdy najbardziej potrzebował Jego litości i łaski. Zląkł się na samą myśl o tym, i, by nie
dopuścić do głowy ani cienia groźby, począł znów smagać konia, tym bardziej że białe mury Arycji,
która leżała na połowie drogi do Rzymu, zaświeciły już przed nim w blasku księżyca. Po pewnym
czasie przebiegł w całym pędzie koło świątyni Merkurego, która leżała w gaju przed miastem.
Wiedziano już tu widocznie o nieszczęściu, albowiem przed świątynią panował ruch niezwykły.
Winicjusz dojrzał w przelocie na schodach i między kolumnami roje ludzi świecących sobie
pochodniami, którzy cisnęli się pod opiekę bóstwa. Droga nie była też już ani tak pusta, ani tak
wolna jak za Ardeą. Tłumy dążyły wprawdzie do gaju bocznymi ścieżkami, ale i na głównym gościńcu
stały gromadki, które usuwały się pośpiesznie przed pędzącym jeźdźcem. Z miasta dochodził gwar
głosów. Winicjusz wpadł w nie jak wicher, przewróciwszy i stratowawszy kilku ludzi po drodze.
Naokół teraz otoczyły go okrzyki: „Rzym płonie! Miasto w ogniu! Bogowie, ratujcie Rzym!”
Koń potknął się i ściągnięty silną ręką, osiadł na zadzie przed gospodą, w której Winicjusz trzymał
innego do zmiany. Niewolnicy, jakby spodziewając się przybycia pana, stali przed gospodą i na jego
rozkaz ruszyli na wyścigi, by przyprowadzić nowego konia. Winicjusz zaś widząc oddział złożony z
dziesięciu konnych pretorianów, którzy widocznie jechali z wieścią z miasta do Ancjum, skoczył ku
nim i począł pytać:
— Która część miasta w ogniu?
— Ktoś jest? — spytał dziesiętnik.
— Winicjusz, trybun wojskowy i augustianin! Odpowiadaj, na głowę twoją!
— Pożar, panie, wybuchł w kramach przy Wielkim Cyrku. Gdy nas wysłano, środek miasta był w
ogniu.
— A Zatybrze?
— Płomień tam dotychczas nie doszedł, lecz z niepowstrzymaną siłą ogarnia coraz nowe dzielnice.
Ludzie giną od żaru i dymu i wszelki ratunek niemożliwy.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional