Panna Izabela nie mogła wątpić o jej niewinności; znowu parę razy przeszła się po gabinecie z ruchami zamkniętej lwicy i nagle zapytała:
— Powiedzże mi przynajmniej: co sądzisz o tym człowieku?
— Ja o Wokulskim?… Nic o nim nie sądzę, wyjąwszy chyba to, że szuka rozgłosu i stosunków.
— Więc dla rozgłosu ofiarował tysiąc rubli na ochronę?
— Z pewnością. Dał przecie dwa razy tyle na dobroczynność.
— A dlaczego kupił mój serwis i srebra?
— Zapewne dlatego, ażeby je z zyskiem sprzedać — odpowiedziała panna Florentyna. — W Anglii za podobne rzeczy dobrze płacą.
— A dlaczego… wykupił weksle papy?
— Skąd wiesz, że to on? W tym nie miałby żadnego interesu.
— Nic nie wiem — pochwyciła gorączkowo panna Izabela — ale wszystko przeczuwam, wszystko rozumiem… Ten człowiek chce zbliżyć się do nas…
— Już się przecie poznał z ojcem — wtrąciła panna Florentyna.
— Więc do mnie chce się zbliżyć!… — zawołała panna Izabela z wybuchem. — Poznałam to po…
Wstyd jej było dodać: „po jego spojrzeniu”.
— Czy nie uprzedzasz się, Belciu?…
— Nie. To, czego doznaję w tej chwili, nie jest uprzedzeniem, ale raczej jasnowidzeniem. Nawet nie domyślasz się, jak ja dawno znam tego człowieka, a raczej — od jak dawna on mnie prześladuje. Teraz dopiero przypominam sobie, że przed rokiem nie było przedstawienia w teatrze, nie było koncertu, odczytu, na którym bym go nie spotkała, i dopiero dziś ta… bezmyślna figura wydaje mi się straszną…
Panna Florentyna aż cofnęła się z fotelikiem, szepcząc:
— Więc przypuszczasz, żeby się ośmielił…
— Zagustować we mnie?… — przerwała ze śmiechem panna Izabela. — Tego nawet nie myślałabym mu bronić. Nie jestem ani tak naiwna, ani tak fałszywie skromna, ażeby nie wiedzieć, że się podobam… mój Boże! nawet służbie… Kiedyś gniewało mnie to jak żebranina, która zastępuje nam drogę na ulicach, dzwoni do mieszkań albo pisuje listy z prośbą o wsparcie. Ale dziś — tylko zrozumiałam lepiej słowa Zbawcy: „Komu wiele dano, od tego wiele żądać będą.”.
— Zresztą — dodała wzruszając ramionami — mężczyźni w tak bezceremonialny sposób zaszczycają nas swoim uwielbieniem, że nie tylko już nie dziwię się ich nadskakiwaniu albo impertynenckim spojrzeniom, ale temu, gdy jest inaczej. Jeżeli w salonie spotkam człowieka, który mi nie mówi o swej sympatii i cierpieniach albo nie milczy posępnie w sposób zdradzający jeszcze większą sympatię i cierpienia, albo nie okazuje mi lodowatej obojętności, co ma być oznaką najwyższej sympatii i cierpień, wtedy — czuję, że mi czegoś brak, jak gdybym zapomniała wachlarza albo chusteczki… O, ja ich znam! tych wszystkich donżuanów, poetów, filozofów, bohaterów, te wszystkie tkliwe, bezinteresowne, złamane, rozmarzone albo silne dusze… Znam całą tę maskaradę i zapewniam cię, że dobrze się nią bawię. Cha! cha! cha!… jacy oni śmieszni…
— Nie rozumiem cię, Belciu… — wtrąciła panna Florentyna rozkładając ręce.
— Nie rozumiesz?… Więc chyba nie jesteś kobietą.
Panna Florentyna zrobiła gest przeczący, a następnie powątpiewający.
— Posłuchaj — przerwała panna Izabela. — Od roku już straciliśmy stanowisko w świecie. Nie zaprzeczaj, bo tak jest, wszyscy o tym wiemy. Dziś jesteśmy zrujnowani.
— Przesadzasz…
— Ach, Floro, nie pocieszaj mnie, nie kłam!… Czyżeś nie słyszała przy obiedzie, że nawet tych kilkanaście rubli, które ma obecnie mój ojciec, są wygrane w karty od…
Panna Izabela mówiąc to drżała na całym ciele. Oczy jej błyszczały, na twarzy miała wypieki.
— Otóż w takiej chwili przychodzi ten… kupiec, nabywa nasze weksle, nasz serwis, opętuje mego ojca i ciotkę, czyli — ze wszystkich stron otacza mnie sieciami jak myśliwiec zwierzynę. To już nie smutny wielbiciel, to nie konkurent, którego można odrzucić, to… zdobywca!… On nie wzdycha, ale zakrada się do łask ciotki, ręce i nogi oplątuje ojcu, a mnie chce porwać gwałtem, jeżeli nie zmusić do tego, ażebym mu się sama oddała… Czy rozumiesz tę wyrafinowaną nikczemność?
Panna Florentyna przestraszyła się.
— W takim razie masz bardzo prosty sposób. Powiedz…
— Komu i co?… Czy ciotce, która gotowa popierać tego pana, ażeby mnie zmusić do oddania ręki marszałkowi?… Czy może mam powiedzieć ojcu, przerazić go i przyśpieszyć katastrofę? Jedno tylko zrobię: nie pozwolę ojcu, ażeby zaciągał się do jakichkolwiek spółek, choćbym miała włóczyć mu się u nóg, choćbym miała… zabronić mu tego w imieniu zmarłej matki….
Panna Florentyna patrzy na nią z zachwytem…
— Doprawdy, Belciu — rzekła — przesadzasz. Z twoją energią i taką genialną domyślnością…
— Nie znasz tych ludzi, a ja widziałam ich przy pracy. W ich rękach stalowe szyny zwijają się jak wstążki. To straszni ludzie. Oni dla swoich celów umieją poruszyć wszystkie siły ziemskie, jakich my nawet nie znamy. Oni potrafią łamać, usidlać, płaszczyć się, wszystko ryzykować, nawet — cierpliwie czekać…
— Mówisz na podstawie czytanych romansów.
— Mówię na mocy moich przeczuć, które ostrzegają… wołają, że ten człowiek po to jeździł na wojnę, ażeby mnie zdobyć. I ledwie wrócił, już mnie ze wszystkich stron obsacza… Ale niech się strzeże!… Chce mnie kupić? dobrze, niech kupuje!… przekona się, że jestem bardzo droga… Chce mnie złapać w sieci?… Dobrze, niech je rozsnuwa… ale ja mu się wymknę, choćby — w objęcia marszałka… O Boże! nawet nie domyślałam się, jak głęboką jest przepaść, w którą spadamy, dopóki nie zobaczyłam takiego dna. Z salonów Kwirynału do sklepu… To już nawet nie upadek, to hańba…
Siadła na szezlongu i utuliwszy głowę rękoma szlochała.
VII. Gołąb wychodzi na spotkanie węża
Serwis i srebra familii Łęckich były już sprzedane i nawet jubiler odniósł panu Tomaszowi pieniądze, strąciwszy dla siebie sto kilkadziesiąt rubli składowego i za pośrednictwo. Mimo to hrabina Karolowa nie przestała kochać panny Izabeli; owszem — jej energia i poświęcenie, okazane przy sprzedaży pamiątek, zbudziły w sercu starej damy nowe źródło uczuć rodzinnych. Nie tylko uprosiła pannę Izabelę o przyjęcie pięknego kostiumu, nie tylko co dzień bywała u niej albo ją wzywała do siebie, ale jeszcze (co było dowodem niesłychanej łaski) na całą Wielką Środę ofiarowała jej swój powóz.
— Przejedź się, aniołku, po mieście — mówiła hrabina całując siostrzenicę — i pozałatwiaj drobne sprawunki. Tylko pamiętaj, żebyś mi za to w czasie kwesty wyglądała ślicznie… Tak ślicznie, jak to tylko ty potrafisz!… Proszę cię…