lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 180

posążki bogów germańskich i rzymskich, a wreszcie posążki i popiersia cezara. Spod skór i pancerzy
żołnierskich wyglądały ramiona ogorzałe i silne jak machiny wojenne, zdolne władać ciężką bronią,
w którą zbrojne były tego rodzaju straże. Ziemia zdawała się uginać pod ich równym, ciężkim
krokiem, oni zaś jakby świadomi swej siły, której mogli użyć przeciw samym cezarom, spoglądali
wyniośle na czerń uliczną, widocznie zapominając, że wielu z nich przyszło do tego miasta w
łańcuchach. Lecz była ich garść nieznaczna, główne bowiem pretoriańskie siły pozostawały w
obozach na miejscu, by czuwać nad miastem i trzymać je w ryzach. Gdy przeszli, wiedziono
pociągowe tygrysy i lwy Nerona, aby jeśli mu przyjdzie chęć naśladować Dionizosa, było co zaprząc
do pochodowych wozów. Prowadzili je Hindusi i Arabowie na stalowych łańcuchach z pętlicą, ale
owiniętych tak w kwiaty, że zdawały się z samych kwiatów uwite. Przyswojone przez biegłych
bestiariów zwierzęta patrzyły na tłumy swymi zielonymi, jakby sennymi oczyma, czasem zaś
wznosząc olbrzymie głowy, wciągały chrapliwie w nozdrza wyziewy ludzkie, oblizując kolczastymi
językami paszcze.
Szły jeszcze wozy cesarskie i lektyki, większe i mniejsze, złote lub purpurowe, wykładane kością
słoniową, perłami lub grające blaskiem klejnotów; za nimi znów mały oddział pretorianów w
rzymskich zbrojach złożony z samych italskich żołnierzy-ochotników; znów tłumy wykwintnej służby
niewolniczej i chłopiąt, a wreszcie jechał sam cezar, którego zbliżanie się zwiastował z daleka okrzyk
tłumów.
W ciżbie znajdował się i Piotr Apostoł, który raz w życiu chciał ujrzeć cezara. Towarzyszyła mu Ligia,
mając twarz ukrytą pod gęstą zasłoną, i Ursus, którego siła stanowiła najpewniejszą dla dziewczyny
opiekę pośród niesfornych i rozpasanych tłumów. Lig wziął w ręce jeden z głazów przeznaczonych
pod budowę świątyni i przyniósł go Apostołowi, aby ten, wstąpiwszy na niego, mógł lepiej widzieć
od innych. Ciżba poczęła z początku szemrać, gdyż Ursus rozsuwał ją, jak statek rozsuwa fale, gdy
jednak sam jeden podniósł kamień, którego czterech najtęższych z ludu mocarzy nie zdołałoby
poruszyć, szemranie zmieniło się w podziw i okrzyki: „Macte!”, odezwały się naokoło. Lecz
tymczasem nadjechał cezar. Siedział na wozie mającym kształt namiotu, ciągnionym przez sześć
białych idumejskich ogierów, podkutych złotem. Wóz miał kształt namiotu z otwartymi umyślnie
bokami, tak aby tłumy mogły cezara widzieć. Mogło się tam pomieścić kilka osób, lecz Nero chcąc,
by uwaga skupiała się wyłącznie na nim, jechał przez miasto sam, mając u nóg tylko dwóch
karzełków-wyrodków. Przybrany był w białą tunikę i w ametystową togę, która rzucała sinawy blask
na jego oblicze. Na głowie miał laurowy wieniec. Od czasu wyjazdu do Neapolis utył znacznie. Twarz
mu się rozlała; pod dolną szczęką zwieszał się podwójny podbródek, przez co usta jego, zawsze
zbyt blisko nosa położone, teraz zdawały się być wycięte tuż pod nozdrzami. Grubą szyję osłaniał,
jak zwykle, chustką jedwabną, którą poprawiał co chwila ręką białą i tłustą, porośniętą na przegubie
rudawym włosem tworzącym jakby krwawe plamy, którego nie pozwolił wyrywać sobie
epilatorom, gdyż mu powiedziano, że sprowadza to drżenie palców i przeszkadza w grze na lutni.
Bezdenna próżność malowała się, jak zawsze, na jego twarzy, w połączeniu ze zmęczeniem i nudą.
W ogóle była to twarz zarazem straszna i błazeńska. Jadąc obracał głowę na obie strony,
przymrużając chwilami oczy i nasłuchując bacznie, jak go witają. Witała go burza oklasków i okrzyki:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional