Chrzciciel, który w obronie Maćka oręż stracił,
Ledwie że tej przysługi życiem nie przypłacił,
Bo przypadło nań z tyłu dwóch silnych Moskali
I czworo rąk zarazem we włos mu wplątali;
UpiÄ…wszy siÄ™ nogami, ciÄ…gnÄ… jako liny
Sprężyste, uwiązane do masztu wiciny;
Daremnie w tył Kropiciel ciska ślepe razy,
Chwieje się - a wtem postrzegł, że blisko Gerwazy
Walczy; zawołał: "Jezus Maria! Scyzoryku!"
Klucznik trwogÄ™ Chrzciciela poznawszy po krzyku,
Odwrócił się, i spuścił ostrze płytkiej stali
Między głowę Chrzciciela i ręce Moskali;
Cofnęli się wydawszy przeraźliwe głosy,
Lecz jedna ręka mocniej wplątana we włosy
Została się, wisząca i krwią buchająca.
Tak orlik, jednÄ… szponÄ™ gdy wbije w zajÄ…ca,
Drugą, by wstrzymać zwierza, o drzewo uczepi,
A zając targnąwszy się orła wpół rozszczepi,
Prawa szpona u drzewa zostaje siÄ™ w lesie,
A lewą, zakrwawioną, źwierz na pola niesie.
Kropiciel wolny, oczy obraca dokoła,
Ręce wyciąga, broni szuka, broni woła,
Tymczasem grzmi pięściami, stojąc mocno w kroku
I pilnujÄ…c siÄ™ z bliska Gerwazego boku,
Aż Saka, syna swego, postrzega w natłoku.
Sak prawą ręką szturmak wymierza, a lewą
Ciągnie za sobą długie, sążniowate drzewo,
Uzbrojone w krzemienie i w guzy, i sęki
(Nikt by go nie podźwignął prócz Chrzciciela ręki).
Chrzciciel, gdy miłą broń swą, swe Kropidło zoczył,
Chwycił je, ucałował, z radości podskoczył,
Zakręcił je nad głową i zaraz ubroczył.
Co potem dokazywał, jakie klęski szerzył,
Daremnie śpiewać, nikt by muzie nie uwierzył,
Jak nie wierzono w Wilnie ubogiej kobiecie,
Która stojąc na świętej Ostrej Bramy szczycie
Widziała, jako Dejów, moskiewski jenerał,
Wchodząc z pułkiem kozaków, już bramę otwierał
I jak jeden mieszczanin, zwany Czarnobacki,