Śmierć i sztabs-oficerów porywa za uszy!
Dobrze napisał Baka, że śmierć dżga za katy
W szkarłaty, i po suknie nieraz dobrze stuknie,
I po płótnie tak utnie jak i po kapturze,
I po fryzurze równie jak i po mundurze.
Śmierć matula, powiada Baka, jak cebula
Łzy wyciska, gdy ściska, a równie przytula
I dziecko, co się lula, i zucha, co hula!
Ach! ach! Majorze, dzisiaj żyjem, jutro gnijem,
To tylko nasze, co dziś zjemy i wypijem!
Panie Sędzio, wszakże to czas podobno śniadać?
Siadam za stół i proszę wszystkich ze mną siadać;
Majorze, gdyby zrazów? Panie Poruczniku,
Co myślisz? gdyby wazę dobrego ponczyku?"
"To prawda, Ojcze, rzekli dwaj oficerowie,
Czas by już zjeść i wypić Pana Sędzi zdrowie!"
Zdziwili się domowi patrząc na Robaka,
Skąd mu się wzięła mina i wesołość taka.
Sędzia wnet kucharzowi powtórzył rozkazy:
Wniesiono wazę, cukier, butelki i zrazy.
Płut i Ryków tak czynnie zaczęli się zwijać,
Tak łakomie połykać i gęsto zapijać,
Źe w pół godziny zjedli dwadzieście trzy zrazy
I wychylili ponczu ogromne pół wazy.
Więc Major syt i wesół w krześle się rozwalił,
Dobył fajkę, biletem bankowym zapalił
I otarłszy śniadanie z ust końcem serwety,
Obrócił śmiejące się oczy na kobiety
I rzekł: "Ja, piękne Panie, lubię was jak wety!
Na me szlify majorskie, gdy człek zjadł śniadanie,
Najlepszą jest po zrazach zakąską gadanie
Z paniami tak pięknymi jak wy, piękne Panie!
Wiecie co? grajmy w karty? w welba-cwelba? w wista?
Albo pójdźmy mazurka? he! do diabłów trzysta!
Wszak ja w jegierskim pułku pierwszy mazurzysta!"
Za czym ku damom bliżej schylił się wygięty
I puszczał na przemiany dym i komplementy.
"Tańczyć! zawołał Robak; gdy wychylę flaszę,
To i ja, choć ksiądz, habit czasami podkaszę