lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 18

dobrotliwie, na poły ironicznie. Zanim chłopiec przemordował trzy wiersze, rzekł do nauczyciela:
— Proszę jeszcze kogoś wywołać…
W czaszce nauczyciela słowa powyższe sprawiły szum gwałtowny, który rozwiał wszystkie jego
myśli jak wicher plewy. Kilku jeszcze chłopców umiało sylabizować i to po parę liter zaledwie. Na
chybił trafił jednak Wiechowski zawołał:
— Gulka Matwiej!
Gulka powstał, wziął wskazówkę w rękę i cichutko wyszeptał kilka nazw liter moskiewskich. Gdy
dyrektor przynaglać go zaczął do głośniejszego mówienia, chłopak zląkł się, usiadł na miejscu, a
koniec końców wlazł pod ławę. Wówczas Jaczmieniew zstąpił z katedry i wszedłszy między ławki po
kolei sam egzaminował dzieci. Trwało to bardzo długo. Nagle Wiechowski, miotający się w
dreszczach przerażenia, usłyszał, że dyrektor mówi najczystszą polszczyzną.
— No, a kto z was, dzieci, umie czytać po polsku, no, kto umie?
Kilka głosów odezwało się w rozmaitych kątach izby szkolnej.
— Zobaczymy, zaraz zobaczymy… Czytaj! — rozkazał pierwszej osobie z brzega.
Dziewczyna owinięta w zapaski wydobyła Drugą książeczkę Promyka i zaczęła dosyć płynnie czytać.
— A kto ciebie nauczył czytać po polsku? — zagadnął ją dyrektor.
— *Stryjna* mnie nauczyli… — szepnęła.
— *Stryjna*, co to jest *stryjna*, panie nauczycielu? — zwrócił się do Wiechowskiego.
— A ciebie kto nauczył czytać po polsku? — spytał małego chłopca, nie czekając na odpowiedź
Wiechowskiego.
— Pani nauczycielowa pokazała *nom* z Kaśką *durkowane*…
— Pani nauczycielowa? Wot kak! — szepnął uśmiechając się jadowicie.
Wysłuchawszy jeszcze kilku chłopców i powziąwszy wiadomość, że im litery nierosyjskie wskazywał
sam nauczyciel, dyrektor cofnął się spomiędzy ławek i rzekł do Wiechowskiego:
— Czy ksiądz jaki przychodzi do szkoły?
— Nie. U nas we wsi nie ma kościoła; dopiero w miasteczku Parchatkowicach, o dziesięć wiorst stąd,
jest kościół i dwu księży.
— Tak, tak… No, panie Wiechowski — rzekł znienacka Jaczmieniew — bardzo, bardzo jest źle. Na
takie stado dzieci — dwu czyta, a pozostali nic nie umieją. Źle mówię zresztą, bo dosyć znaczna ilość
czyta po polsku, a w stosunku do czytających ruskie to ilość wprost kolosalna. I mnie to nawet nie
dziwi. Pan, jako Polak i katolik, prowadzisz polskÄ… propagandÄ™.
— Propagandę… polską? — jęknął Wiechowski, wcale nie będąc w stanie zrozumieć, co by mogły
oznaczać te dwa wyrazy, ale dobrze pojmując to jedno, że kryje się w nich słowo: dymisja.
— Tak… polską propagandę! — zawołał Jaczmieniew krzykliwie. — To może się panu i innym
uśmiechać, ale nie takie jest, jak wielekroć pisałem w cyrkularzach, życzenie władzy. Pan jesteś
tutaj urzędnikiem i źle pan spełniasz swój urząd. Mało dzieci czyta… Nie widzę rezultatów.
— Michcik — szepnął Wiechowski.
— Co Michcik? Byłeś pan kiedy w teatrze, widziałeś pan głównego tenora i statystów? Otóż cała
szkoła są to statyści, a ci dwaj — to główni śpiewacy, okazy… Stara to sztuczka, na której ja się znam
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional