spodziewał się, że nie będzie mu go zbyt trudno namówić. Wówczas rozpuściłby na Palatynie wieść
o chorobie Winicjusza i odsunąłby niebezpieczeństwo zarówno od niego jak i od siebie. Augusta
ostatecznie nie wiedziała, czy była przez Winicjusza poznana; mogła przypuszczać, że nie, więc jej
miłość własna dotychczas niezbyt ucierpiała. Inaczej mogło być jednak w przyszłości i należało temu
zapobiec. Petroniusz chciał przede wszystkim wygrać na czasie, rozumiał bowiem, że skoro raz cezar
ruszy do Achai, wówczas Tygellinus, który się na niczym z zakresu sztuki nie rozumiał, zejdzie na
drugi plan i straci swój wpływ. W Grecji Petroniusz pewien był zwycięstwa nad wszystkimi
współzawodnikami.
Tymczasem postanowił czuwać nad Winicjuszem i zachęcać go do podróży. Przez kilkanaście dni
rozmyślał nawet nad tym, że gdyby wyrobił u cezara edykt, wypędzający chrześcijan z Rzymu, to
Ligia opuściłaby go razem z innymi wyznawcami Chrystusa, a za nią i Winicjusz. Wówczas nie
potrzeba by go namawiać. Sama zaś rzecz była możliwa. Wszakże nie tak dawno jeszcze, gdy Żydzi
wszczęli rozruchy z nienawiści do chrześcijan, Klaudiusz cezar, nie umiejąc odróżnić jednych od
drugich, wypędził Żydów. Czemu by zatem Nero nie miał wypędzić chrześcijan? W Rzymie byłoby
przestronniej. Petroniusz po owej „pływającej uczcie” widywał codziennie Nerona i na Palatynie, i
w innych domach. Podsunąć mu podobną myśl było łatwo, bo cezar nie opierał się nigdy namowom
przynoszącym komuś zgubę lub szkodę. Po dojrzałym zastanowieniu Petroniusz ułożył sobie cały
plan. Oto wyprawi u siebie ucztę i na niej skłoni cezara do wydania edyktu. Miał nawet niepłonną
nadzieję, że cezar jemu powierzy wykonanie. Wówczas wyprawiłby Ligię, ze wszystkimi należnymi
kochance Winicjusza względami, na przykład do Baiae i niechby się tam kochali i bawili w
chrześcijaństwo, ile by im się podobało.
Tymczasem odwiedzał Winicjusza często, raz dlatego, że przy całym swym rzymskim egoizmie nie
mógł się pozbyć przywiązania do niego, a po wtóre, by namawiać go do podróży. Winicjusz udawał
chorego i nie pokazywał się na Palatynie, gdzie co dzień powstawały inne zamiary. Pewnego dnia
wreszcie Petroniusz usłyszał z własnych ust cezara, że wybiera się stanowczo za trzy dni do Ancjum,
i zaraz nazajutrz poszedł zawiadomić o tym Winicjusza.
Lecz ów pokazał mu listę osób zaproszonych do Ancjum, którą rano przyniósł mu wyzwoleniec
cezara.
— Jest na niej moje nazwisko — rzekł — jest i twoje. Wróciwszy zastaniesz taką samą u siebie.
— Gdyby mnie nie było między zaproszonymi — odpowiedział Petroniusz — to by znaczyło, że
trzeba umrzeć, nie spodziewam się zaś, by to nastąpiło przed podróżą do Achai. Będę tam
Neronowi zbyt potrzebny.
Po czym przejrzawszy listę rzekł:
— Ledwośmy przybyli do Rzymu, trzeba znów opuścić dom i wlec się do Ancjum. Ale trzeba! Bo to
nie tylko zaproszenie, to zarazem rozkaz.
— A gdyby kto nie posłuchał?
— Dostałby innego rodzaju wezwanie: by się wybrał w znacznie dłuższą podróż, w taką, z której się
nie wraca. Co za szkoda, żeś nie posłuchał mojej rady i nie wyjechał, póki był czas. Teraz musisz do
Ancjum.