lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 161

— I pierwszy na wszystko naprowadza.
— A o to jeno stoi, z czego ma profit — zakrzyczały znowu.
— Namawiał, aby dać tamtym po mendlu jajek z chałupy albo po kurze, to poniechają i drugie wsie do szarwarku wygonią.
— Tych kamieni bym dała!
— Kijaszkiem przyłożyła!
— Cichocie, kobiety, by was nie skarali za ubliżenie urzędowi!
— Niech karzą, niech wezmą do kozy, do oczu stanę choćby największemu urzędowi i wypowiem wszystko, w jakim to ukrzywdzeniu żyjemy!…
— Wójta bym się bojała!… Figura zapowietrzona!… Tyle mi znaczy, co ta kukła do strachania wróbli!… Nie pamięta o tym, że chłopy go wybrały, to i one mogą z tego urzędu zesadzić… — wrzeszczała Płoszkowa.
— Karać by jeszcze mieli!… A nie płacim to podatków, nie dajem chłopaków w rekruty, nie robim, co ino każą!… Mało im jeszcze, że nam chłopów pobrali!…
— A niech się zjawią, wnet jakaś bieda pada na kogoś.
— Psa mi ano we żniwa w polu ustrzelili!…
— Mnie zaś do sądu podali, że się sadze zapaliły!…
— A mnie to nie, żem to łoni len suszyła za stodołą?
— A jak to sprały Gulbasiaka, że kamieniem na nich puścił!…
Krzyczały spólnie, ciżbiąc się do Rocha, aż uszy zatykał od wrzasku.
— A dyć przyciszcie się! Gadaniem nic nie poredzi! Cichocie!… — wołał.
— To idźcie do wójta i przedstawcie, albo wszystkie tam pociągniem z mietłami!… — darła się zawzięcie Kobusowa.
— Pójdę, ino już się rozejdźcie!… Przecież tyle roboty ma każda w chałupie… już ja przedstawię dobrze!… — prosił gorąco bojąc się powrotu strażników.
Że zaś w tę porę przedzwonili południe na kościele, to się zaczęły z wolna rozchodzić rajcując głośno i przystając przed chałupami.
Rocho zaś prędko wszedł do sołtysowego domu, gdzie był teraz mieszkał, nauczał bowiem dzieci w pustej izbie Sikorów, na drugim końcu wsi, za karczmą. Sołtysa nie było doma, podatki powiózł do powiatu.
Opowiedziała mu zaraz Sochowa spokojnie, po porządku, jak to było.
— Bych jeno z tych wrzasków nie wyszło co złego!… — zauważyła w końcu.
— Wójtowa wina. Strażniki robią, co im przykazali, on zaś wie, jako we wsi ostały same prawie kobiety, że w polu nie ma kto robić, a nie dopiero na szarwarki jeździć. Pójdę do niego, niech załagodzi sprawę, by sztrafów nie kazali płacić!…
— To wszystko patrzy, jakby się na Lipcach mściły za las!… — powiedziała.
— Któż by?… — dziedzic?!… Moiściewy! a cóż on ma do urzędów?
— Zawżdy pan z panem łacniej się zmówi, w przyjacielstwie żyją, a mścić się na Lipcach zapowiadał!…
— Boże! że to i dnia spokojnego nie ma!… Cięgiem coś nowego!…
— Bych ino gorsze już nie przyszło!… — westchnęła składając ręce jak do pacierza.
— Zleciały się kiej sroki, a pyskowały, że niech Bóg broni!…
— Jakże, ten się drapie, kogo swędzi!…
— Wrzaskiem nie poradzi, jeno nową biedę można sprowadzić!…
Rozdrażniony był i zestrachany, by znowu na wieś co złego nie padło.
— Wracacie to do dzieci?
Podniósł się był z ławy.
— Rozpuściłem swoją szkołę: święta; a po drugie, że muszą w chałupach pomagać, tyle wszędzie roboty!…
— Byłam rano za najemnikami na Woli, po trzy złote obiecywałam od orki, jeść bym dała i ni jednego nie namówiłam. Każden swoje przódzi obrabia: gdzie mu to dbać o kogo! Obiecują przyjść za niedzielę abo i dwie!…
— Jezu! że to człowiek ma ino te dwie, i słabe, ręce!… — westchnął ciężko.
— Pomagacie wy i tak narodowi, pomagacie!… Kiejby nie wasz rozum i to serce dobre, to już nie wiada, co by się z nami wszystkimi stało!…
— Bym to mógł, co chcę, nie byłoby biedy na świecie! nie!
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional