na całym świecie takich jagód, których bym nie spróbował. Nie śpieszę się, ale też nie będę się
ociągał, postaram się tylko, by mi było do ostatka wesoło. Są na świecie weseli sceptycy. Stoicy są
dla mnie głupcami, ale stoicyzm przynajmniej hartuje, twoi zaś chrześcijanie wprowadzają na świat
smutek, który jest tym w życiu, czym deszcz w naturze. Czy wiesz, czegom się dowiedział? — Oto że
w czasie uroczystości, które wyprawi Tygellin, na brzegach stawu Agryppy staną lupanaria, a w nich
zebrane będą kobiety z najpierwszych domów w Rzymie. Czyż nie znajdzie się choć jedna dość
piękna, by mogła cię pocieszyć? Będą i dziewice, które po raz pierwszy na świat wystąpią… jako
nimfy. Takie nasze cesarstwo rzymskie… Ciepło już! Południowy wiatr ogrzeje wody i nie spryszczy
nagich ciał. A ty, Narcyzie, wiedz o tym, że nie znajdzie się ani jedna, która by ci się oparła. Ani jedna
— choćby była westalką.
Winicjusz począł się uderzać w głowę dłonią jak człowiek zajęty wiecznie jedną myślą.
— Trzebaż szczęścia, żebym na taką jedyną trafił…
— A któż to sprawił, jeśli nie chrześcijanie!… Ale ludzie, których godłem jest krzyż, nie mogą być
inni. Słuchaj mnie: Grecja była piękna i stworzyła mądrość świata, my stworzyliśmy siłę, a co, jak
myślisz, może stworzyć ta nauka? Jeśli wiesz, to objaśnij mnie, bo, na Polluksa, nie mogę się
domyśleć.
Winicjusz wzruszył ramionami.
— Zdawałoby się, iż boisz się, abym nie został chrześcijaninem.
— Boję się, byś sobie życia nie popsuł. Jeśli nie potrafisz być Grecją, bądź Rzymem: władaj i używaj!
Szaleństwa nasze mają dlatego pewien sens, że w nich tkwi taka właśnie myśl. Miedzianobrodym
pogardzam, bo jest błaznem-Grekiem. Gdyby się miał za Rzymianina, przyznałbym mu, że ma
słuszność pozwalając sobie na szaleństwa. Przyrzecz mi, że jeśli teraz wróciwszy do domu zastaniesz
jakiego chrześcijanina, pokażesz mu język. Jeśli to będzie Glaukus lekarz, to się nawet nie zdziwi. Do
widzenia na stawie Agryppy.
Rozdział trzydziesty pierwszy
Pretorianie okrążali gaje rosnące po brzegach stawu Agryppy, aby zbyt wielkie tłumy widzów nie
przeszkadzały cezarowi i jego gościom, gdyż i tak mówiono, że co tylko było w Rzymie
odznaczającego się bogactwem, umysłem lub pięknością, stawiło się na ową ucztę, która nie miała
równej sobie w dziejach miasta. Tygellinus chciał wynagrodzić cezarowi odłożoną podróż do Achai, a
zarazem przewyższyć wszystkich, którzy kiedykolwiek podejmowali Nerona, i dowieść mu, że nikt
go tak zabawić nie potrafi. W tym celu, jeszcze bawiąc przy cezarze w Neapolis, a potem w
Benewencie, czynił przygotowania i wysyłał rozkazy, by z najodleglejszych krańców świata
sprowadzono zwierzęta, ptaki, rzadkie ryby i rośliny, nie pomijając naczyń i tkanin, które miały ucztę
uświetnić. Dochody z całych prowincji szły na zaspokojenie szalonych pomysłów, lecz na to potężny
faworyt nie potrzebował się oglądać. Wpływ jego wzrastał z dniem każdym. Tygellinus może nie był
jeszcze Neronowi milszy od innych, ale stawał się coraz niezbędniejszym. Petroniusz przewyższał
go nieskończenie polorem, umysłem, dowcipem i w rozmowach lepiej umiał bawić cezara, ale na
swoje nieszczęście przewyższał w tym i cezara, wskutek czego budził jego zazdrość. Nie umiał też
być posłusznym we wszystkim narzędziem i cezar bał się jego zdania, gdy chodziło o rzeczy smaku.