lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 157

wyrwał się z setek piersi rycerskich:
- Niech żyje Radziwiłł! Niech żyje! Niech nam hetmani! Niech żyje!Książę kłaniał się
głową i ręką, następnie jął witać gości zebranych na estradzie, którzy podnieśli się w
chwili, gdy wchodził. Byli tam między znakomitszymi, oprócz samej księżnej, dwaj posłowie
szwedzcy, poseł moskiewski, pan wojewoda wendeński, ksiądz biskup Parczewski, ksiądz
Białozor, pan Komorowski, pan Mierzejewski, pan Hlebowicz, starosta żmudzki, szwagier
hetmański, jeden młody Pac, oberszt Ganchof, pułkownik Mirski, Weissenhoff, poseł księcia
kurlandzkiego, i kilka pań z otoczenia księżnej.
Pan Hetman, jako przystało na gościnnego aospodarza, począł powitania od posłów, z
którymi kilkanaście słów uprzejmych zamienił, po czym witał innych, a skończywszy zasiadł
na krześle z gronostajowym baldachimem i spoglądał na salę, w której jeszcze brzmiały
okrzyki:
- Niech żyje!... Niech nam hetmani!... Niech żyje!...
Kmicic, ukryty za baldachimem, patrzył również na tłumy. Wzrok jego przeskakiwał z twarzy
na twarz, szukając wśród nich ukochanych rysów tej, która w tej chwili zajmowała całą
duszę i serce rycerza. Serce biło mu jak młotem...
,,Ona tu jest! Za chwilę ją ujrzę, przemówię do niej!..." - powtarzał sobie w myśli... I
szukał, szukał coraz chciwiej, coraz niespokojniej. Ot, tam ! ponad piórami.wachlarza
widać jakieś brwi czarne, białe czoło i jasne włosy. To ona!
Kmicic dech wstrzymuje, jakby w obawie, żeby nie spłoszyć zjawiska, ale tymczasem
poruszają się pióra, twarz się odsłania - nie! to nie Oleńka, to nie ta miła i
najmilejsza. Wzrok leci dalej, obejmuje wdzięczne postacie, ślizga się po piórach,
atłasach, rozkwitłych jak kwiaty twarzach, i łudzi się co chwila. Nie ona i nie ona! Aż
wreszcie, hen! w głębi, wedle framugi okna, zamajaczyło coś białego i rycerzowi
pociemniało w oczach - to Oleńka, to ta miła i najmilejsza...
Kapela poczyna grać na nowo, tłumy przechodzą, kręcą się damy, migocą strojni
kawalerowie, a on, jak ślepy i głuchy, nic nie widzi, tylko ją, i patrzy tak chciwie,
jakby ją pierwszy raz widział. Niby to ta sama Oleńka z Wodoktów, a inna. W tej ogromnej
sali i w tym tłumie wydaje się jakaś mniejsza i twarzyczkę ma drobniejszą, rzekłbyś:
dziecinną. Ot! wziąłbyś całą na ręce i przytulił! A przecie znowu ta sama, choć inna :
też same to rysy, te słodkie usta, takież rzęsy, cień rzucające na policzki, i to czoło
jasne, spokojne, kochane... Tu wspomnienia jak błyskawice poczynają się przesuwać przez
głowę pana Andrzeja: owa czeladna w Wodoktach, gdzie ją ujrzał po raz pierwszy, i te
ciche komnatki, w których przesiadywali razem. Co za słodycz, choćby tylko wspominać!...
A ta sanna do Mitrunów, podczas której on
ją całował!... Potem już ludzie poczęli ich rozdzielać i burzyć ją przeciw niemu.
?A! żeby to pioruny zatrzasły! - zakrzyknął w duszy pan Kmicic. - Co ja miałem i com ja
utracił! Jaka ona była bliska, a jaka teraz daleka!" Siedzi oto z dala, jak obca, ani
wie, że on tu jest. I gniew, ale zarazem żal niezmierny pochwycił pana Andrzeja, żal, dla
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional