lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 154

— Organista z górą dwadzieścia roków w Lipcach siedzi, parafia duża, pracuje, zabiega, grosza szczędzi, to się i dorobił — tłumaczył Jambroży.
— Dorobił się! Drze z narodu, jak ino może, a nim co komu zrobi dobrze, w garście cudze patrzy, po trzydzieści złotych od pochowku bierze za to, co ta pobeczy po łacińsku i na organach poprzebiera.
— Zawdy uczony jest we swoim i nieraz dobrze musi się nagłowić!
— Juści, że nauczny, kaj cieni beknąć, a kaj grubiej i jak wycyganiać.
— Jenszy by przepił, a ten syna na księdza kieruje.
— To i honor będzie miał niemały, i profit! — dogadywała stara zajadle.
Przerwali w najlepszym miejscu, gdyż Jaguś wpadła stając naraz w progu kiej wryta.
— Dziwujesz się wierzpkowi? — zaśmiała się Jagustynka.
— Nie mogliście to po swojej stronie szlachtować! Izbę mi całkiem zapaskudzą — wykrztusiła, w pąsach cała stając.
— Masz czas, to se wymyjesz! — odrzekła zimno, z naciskiem Hanka.
Jaguś cisnęła się naprzód kieby do kłótni, ale dała spokój, zakręciła się jeno po izbie, wzięła różańce z Pasyjki, a przyokrywszy rozbabrane łóżko jakąś chuściną wyszła bez słowa, choć wargi trzęsły się jej ze złości utajonej.
— Pomoglibyście, tyle roboty! — powiedziała jej w sieniach Józka.
Wywarła na nią gębę w takiej złości, że nawet słów nie można było rozeznać, i poleciała jak wściekła. Witek za nią wyjrzał i mówił, jako prościutko do kowala się poniesła.
— A niech se idzie, poskarży się ździebko, to jej ulży!
— Wojować wama znowuj przyjdzie! — zauważyła ciszej Jagustynka.
— Moiście, dyć jeno wojną żyję! — odparła spokojnie, choć trwożna była, boć rozumiała, że musi tu lada chwila przylecieć kowal i bez srogiej kłótni się nie obędzie.
— Ino ich patrzeć! — szepnęła ze współczuciem Jagustynka.
— Nie bójcie się, wytrzymam, nie ustraszą me — ozwała się z uśmiechem.
Jagustynka aż głową pokiwała z podziwu nad nią spoglądając porozumiewawczo na Jambroża, któren właśnie składał robotę.
— Zajrzę do kościoła, południe przedzwonię i zaraz na obiad wrócę! — rzekł.
Jakoż wrócił rychło opowiadając, że już księża przy stole siedzą, że młynarz przysłał ryb cały więcierz i że po obiedzie będą jeszcze spowiadali, gdyż siła narodu czeka.
Po prędkim i krótkim obiedzie, jeno tęgo zakropionym, bo Jambroż wyrzekał żałośliwie, jako gorzałka za słaba do tak przesłoniałych śledzi, wzięli się znowu do roboty.
Właśnie był Jambroży ćwiertował wieprza i obrzynał mięsiwo na kiełbasy, a Jagustynka, rozłożywszy połcie na stole, uczynionym ze drzwi, narzynała słoninę, troskliwie ją przesalając, gdy wleciał kowal.
Widno mu było z twarzy, że ledwie się hamował.
— Nie wiedziałem, żeście aż tylego wieprzka sobie kupili! — zaczął z przekąsem.
— A kupiłam i szlachtuję, widzicie!
Strach ją ździebko przejął.
— Sielny wieprzak, daliście ze trzydzieści rubli…
Oglądał go pilnie.
— A słoninę to ma grubą, że szukać! — zaśmiała się stara podsuwając mu pod oczy połeć.
— I… niecałe trzydzieści dałam, niecałe! — odpowiedziała z prześmiechem Hanka.
— Borynowy wieprzek! — wybuchnął naraz nie mogąc już powstrzymać złości.
— Jaki to zmyślny, nawet po ogonie rozpozna czyj! — szydziła stara.
— Niby jakim prawem żeście zarżnęli! — zakrzyczał wzburzony.
— Nie wykrzykujcie, bo tu nie karczma, a takim prawem, że Antek przez Rocha przykazał go zarznąć.
— Cóż tu Antek ma do rządzenia? jego to?
— A juści, że jego!
Skrzepła już w sobie, nabrała mocy do walki.
— Do wszystkich należy!… drogo wy za niego zapłacicie!
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional