jeszcze było dla niego ciemne, że w takich czasach jedni tylko chrześcijanie mogli być szczęśliwi.
Lecz przede wszystkim chwycił go żal, gdyż zrozumiał i to, że to on sam tak poplątał życie sobie i Ligii,
iż z tej plątaniny nie było prawie wyjścia. I pod wpływem tego żalu począł mówić:
— Czy ty wiesz, żeś ty szczęśliwsza ode mnie? Ty w ubóstwie i w tej jednej izbie wśród prostaków
miałaś swoją naukę i swego Chrystusa, ja zaś mam tylko ciebie i gdy mi cię zbrakło, byłem jak
nędzarz, który nie ma ni dachu nad sobą, ni chleba. Tyś mi droższa niż cały świat. Szukałem cię, bom
nie mógł żyć bez ciebie. Nie chciałem ni uczt, ni snu. Gdyby nie nadzieja, że cię znajdę, byłbym się
rzucił na miecz. Ale boję się śmierci, bo nie mógłbym na ciebie patrzeć. Mówię ci szczerą prawdę, iż
nie potrafię bez ciebie żyć i dotąd żyłem tylko nadzieją, że cię znajdę i zobaczę. Czy pamiętasz nasze
rozmowy u Aulusów? Raz nakreśliłaś mi rybę na piasku, a jam nie rozumiał, co to znaczy. Pamiętasz,
jak bawiliśmy się w piłkę? Kochałem cię już wówczas nad życie, a i ty poczęłaś się domyślać, że cię
kocham… Nadszedł Aulus, straszył nas Libityną i przerwał nam rozmowę. Pomponia powiedziała na
pożegnanie Petroniuszowi, że Bóg jest jeden, wszechmocny i miłosierny, ale nam ani do głowy nie
przyszło, że waszym Bogiem jest Chrystus. Niech mi odda ciebie, a pokocham Go, choć wydaje mi
się Bogiem niewolników, cudzoziemców i nędzarzy. Ty siedzisz przy mnie i myślisz o Nim tylko. Myśl
i o mnie, bo inaczej Go znienawidzę. Dla mnie tyś jedna bóstwem. Błogosławiony ojciec twój i
matka, błogosławiona ziemia, która cię wydała. Chciałbym objąć twoje nogi i modlić się do ciebie,
tobie składać cześć, tobie ofiary, tobie pokłony — ty trzykroć boska! Ty nie wiesz, ty nie możesz
wiedzieć, jak ja cię kocham…
Tak mówiąc pociągnął ręką po pobladłym czole i przymknął oczy. Natura jego nie znała nigdy tamy,
tak w gniewie, jak i w miłości. Mówił z uniesieniem, jak człowiek, który przestawszy nad sobą
panować nie chce liczyć się z żadną miarą ni w słowach, ni w czci. Lecz mówił z głębi duszy i szczerze.
Czuć było, że ból, zachwyt, żądza i uwielbienie, nagromadziwszy się w jego piersi, buchnęły
wreszcie niepowstrzymanym potokiem słów. Ligii słowa jego wydały się bluźniercze, a jednak serce
jej poczęło bić, jakby chciało rozerwać krępującą piersi tunikę. Nie mogła oprzeć się litości nad nim i
nad jego męką. Wzruszyła ją cześć, z jaką do niej mówił. Czuła się kochaną i ubóstwianą bez granic,
czuła, że ten nieugięty i niebezpieczny człowiek należy teraz do niej duszą i ciałem, jak niewolnik, i
to poczucie jego pokory, własnej potęgi napełniło ją szczęściem. Wspomnienia jej ożyły w jednej
chwili. Był to dla niej znów ten przepyszny i piękny, jak pogański bóg, Winicjusz, który w domu
Aulusów mówił jej o miłości i budził jak ze snu jej półdziecinne naówczas serce; ten sam, którego
pocałunki czuła jeszcze na ustach i z którego objęć wyrwał ją na Palatynie Ursus, jakby ją wyrwał z
płomienia. Tylko obecnie, z zachwytem, a zarazem z bólem w swojej orlej twarzy, z pobladłym
czołem i błagalnym wyrazem oczu, ranny, złamany miłością, kochający, pełen ubóstwienia i pokory,
wydał się jej takim, jakim go chciała mieć wówczas i jakiego byłaby pokochała całą duszą, a więc
droższym niż kiedykolwiek.
I nagle zrozumiała, że może przyjść chwila, w której jego miłość ogarnie i porwie ją jak wicher, a
poczuwszy to doznała takiego samego wrażenia, jakiego przed chwilą doznał on: mianowicie, że stoi
nad brzegiem przepaści. Na toż porzuciła dom Aulusów? Na toż ratowała się ucieczką? Na toż kryła
się tyle czasu w nędznych dzielnicach miasta? Kto był ów Winicjusz? Augustianin, żołnierz i