Krótka a węzłowata: Strasz, sam się nie strachaj,-
Bij, nie daj się, - postępuj często, gęsto machaj:
Szach, mach!" - "To, pisnÄ…Å‚ Brzytwa, to mi regulament!
Po co tu pisać akta, po co psuć atrament?
Konfederacji trzeba? o to cała sprzeczka?
Jest marszałek nasz Maciej, a laska rózeczka".
"Niech żyje, krzyknął Chrzciciel, Kurek na kościele!"
Szlachta odpowiedziała: "Wiwant Kropiciele!"
Ale w kątach szmer powstał, choć w środku tłumiony;
Widać, że się rozdziela rada na dwie strony.
Buchman krzyknÄ…Å‚: "Ja zgody nigdy nie pochwalam!
To mój system!" - Ktoś drugi wrzasnął: "Nie pozwalam!"
Inni z kątów wtórują. Nareszcie głos gruby
Ozwał się, przybyłego szlachcica Skołuby:
"Cóż to, Państwo Dobrzyńscy! a to co się święci?
A my, czy to będziemy spod prawa wyjęci?
Kiedy nas zapraszano z naszego zaścianku,
A zapraszał nas klucznik Rębajło Mopanku,
Mówiono nam, że wielkie rzeczy dziać się miały,
Źe tu nie o Dobrzyńskich, lecz o powiat cały,
O całą szlachtę idzie; toż i Robak bąkał,
Choć nigdy nie dokończył i zawsze się jąkał,
I ciemno się tłumaczył; - wreszcie, koniec końców,
My zjechali, sąsiadów wezwali przez gońców.
Nie sami tu Panowie Dobrzyńscy jesteście,
Z różnych innych zaścianków jest tu nas ze dwieście;
Wszyscy więc radźmy. Jeśli potrzeba marszałka,
Głosujmy wszyscy, równa u każdego gałka.
Niech żyje równość!" Zatem dwaj Terajewicze
I czterej Stypułkowscy, i trzej Mickiewicze
Krzyknęli: "Wiwat równość!" - stojąc za Skołubą.
Tymczasem Buchman wołał: "Zgoda będzie zgubą!"
Kropiciel krzyczał: "Bez was obejdziem się sami;
Niech żyje nasz marszałek, Maciek nad Maćkami!
Hej, do laski!" - Dobrzyńscy krzyczą: "Zapraszamy!"
A obca szlachta woła w głos: "Nie pozwalamy!"
Rozstrycha się tłum na dwie kupy rozdzielony,
I kiwając głowami w dwie przeciwne strony,
Tamci: "Nie pozwalamy!" - ci krzyczÄ…: "Prosiemy!"