lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 131

wykluwać pojęcie, że obok nagiej, pewnej siebie i dumnej ze swych kształtów piękności greckiej i
rzymskiej, jest na świecie jakaś inna, nowa, ogromnie czysta, w której tkwi dusza.
Nie umiał zdobyć się na to, by ją nazwać chrześcijańską, myśląc jednak o Ligii nie mógł już oddzielić
jej od nauki, którą wyznawała. Pojmował nawet, że jeśli wszyscy inni udali się na spoczynek, a Ligia
jedna, ona, którą pokrzywdził, czuwała nad nim, to właśnie dlatego, że ta nauka tak nakazuje. Lecz
myśl ta, przejmująca go podziwem dla nauki, była mu zarazem i przykrą. Wolałby był, by Ligia czyniła
tak z miłości dla niego, dla jego twarzy, oczu, dla posągowych kształtów, słowem, dla tych
wszystkich powodów, dla których nieraz obwijały się naokół jego szyi śnieżne ramiona greckie i
rzymskie.
Nagle jednak poczuł, że gdyby ona była taka jak inne kobiety, to by mu już w niej czegoś nie
dostawało. Wówczas zdumiał się i sam nie wiedział, co się z nim dzieje, albowiem spostrzegł, że i w
nim poczynają powstawać jakieś nowe uczucia i nowe upodobania, obce światu, w którym żył
dotąd.
Tymczasem ona otworzyła oczy i widząc, że Winicjusz na nią patrzy zbliżyła się ku niemu i rzekła:
— Jestem przy tobie.
A on odpowiedział:
— Widziałem we śnie twoją duszę.
Rozdział dwudziesty szósty
Nazajutrz ocknął się osłabiony, ale z głową chłodną i bez gorączki. Zdawało mu się, iż rozbudził go
szept rozmowy, ale gdy otworzył oczy, Ligii nie było przy nim, Ursus tylko, pochylony przed
kominem, rozgrzebywał siwy popiół i szukał pod nim żaru, który znalazłszy począł rozdmuchiwać
węgle tak, jakby czynił to nie ustami, ale miechem kowalskim. Winicjusz przypomniawszy sobie, że
człowiek ów zgniótł wczoraj Krotona, przypatrywał się z zajęciem, godnym lubownika areny, jego
olbrzymiemu grzbietowi podobnemu do grzbietu cyklopa i potężnym jak kolumny udom.
„Dzięki Merkuremu, że mi karku nie skręcił — pomyślał w duszy. — Na Polluksa! Jeśli inni Ligowie
do niego podobni, legie danubijskie mogą mieć z nimi kiedyś ciężką robotę!”
Głośno zaś ozwał się:
— Hej, niewolniku!
Ursus usunął głowę z komina i uśmiechnąwszy się niemal przyjaźnie, rzekł:
— Bóg ci daj, panie, dobry dzień i dobre zdrowie, ale ja człek wolny, nie niewolnik.
Winicjuszowi, który miał ochotę rozpytać Ursusa o ojczysty kraj Ligii, słowa te sprawiły pewną
przyjemność, albowiem rozmowa z człowiekiem wolnym, jakkolwiek prostym, mniejszą przynosiła
ujmę jego rzymskiej i patrycjuszowskiej godności niż rozmowa z niewolnikiem, w którym ni prawo,
ni obyczaj nie uznawały ludzkiej istoty.
— Toś ty nie Aulusów? — spytał.
— Nie, panie. Ja służę Kallinie, jako służyłem jej matce, ale po dobrej woli.
Tu schował znów głowę w komin, by podmuchać na węgle, na które narzucił poprzednio drew, po
czym wyjął ją i rzekł:
— U nas nie ma niewolników.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional