jednakże na myśl, że stanie wśród tych tajemniczych ludzi, których widział w Ostrianum, nogi
trzęsły się nieco pod nim.
Tymczasem z domku poczęły dochodzić uszu jego śpiewy.
— Co to jest? — pytał.
— Mówisz, żeś chrześcijaninem, a nie wiesz, że między nami jest zwyczaj po każdym posiłku wielbić
Zbawiciela naszego śpiewaniem — odpowiedział Ursus. — Miriam z synem musiała już wrócić, a
może i Apostoł jest z nimi, codziennie bowiem nawiedza wdowę i Kryspa.
— Prowadź mnie wprost do Winicjusza.
— Winicjusz jest w tej izbie, gdzie i wszyscy, bo ta jedna jest większa, a zresztą same ciemne
cubicula, do których tylko spać chodzimy. Wejdźmy już — tam odpoczniesz.
I weszli. W izbie było ciemnawo, wieczór był chmurny, zimowy, a płomień kilku kaganków
niezupełnie rozpraszał mrok. Winicjusz raczej domyślił się, niż rozeznał w zakapturzonym człowieku
Chilona, ten zaś ujrzawszy łoże w rogu izby i na nim Winicjusza, ruszył, nie patrząc na innych, wprost
ku niemu — jakby w przekonaniu, że przy nim będzie mu najbezpieczniej.
— O panie! czemuś nie słuchał moich rad! — zawołał składając ręce.
— Milcz — rzekł Winicjusz — i słuchaj!
Tu począł patrzeć bystro w oczy Chilona i mówić z wolna a dobitnie, jakby chciał, by każde jego
słowo zrozumiane było jako rozkaz i zostało raz na zawsze w Chilonowej pamięci:
— Kroto rzucił się na mnie, by mnie zamordować i ograbić — rozumiesz! Wówczas zabiłem go, ci zaś
ludzie opatrzyli rany, jakie otrzymałem w walce z nim.
Chilo od razu zrozumiał, że jeśli Winicjusz tak mówi, to chyba na mocy jakiegoś układu z
chrześcijanami, a w takim razie chce, by mu wierzono. Poznał też to z jego twarzy, więc w jednej
chwili, nie okazawszy ni powątpiewania, ni zdziwienia, podniósł oczy w górę i zawołał:
— Łotr to był wierutny, panie! Wszakżem cię ostrzegał, byś mu nie ufał. Wszystkie moje nauki
obijały się o jego głowę jak groch o ścianę. W całym Hadesie nie ma dla niego mąk dostatecznych.
Bo kto nie może być uczciwym człowiekiem, ten poniekąd musi być łotrem; komuż zaś trudniej
zostać uczciwym niż łotrowi? Ale żeby napadać na swego dobroczyńcę i pana tak
wspaniałomyślnego… O, bogowie!…
Tu jednak wspomniał, że w czasie drogi przedstawiał się Ursusowi jako chrześcijanin — i umilkł.
Winicjusz rzekł:
— Gdyby nie sica, którą miałem ze sobą, byłby mnie zabił.
— Błogosławię tę chwilę, w której doradziłem ci wziąć choć nóż.
Lecz Winicjusz zwrócił na Greka badawcze spojrzenie i spytał:
— Coś czynił dziś?
— Jak to? Czym ci, panie, nie powiedział, żem czynił śluby za twoje zdrowie?
— I nic więcej?
— I wybierałem się właśnie odwiedzić cię, gdy tamten dobry człowiek nadszedł. I powiedział mi, że
mnie wzywasz.
— Oto jest tabliczka. Pójdziesz z nią do mego domu, odnajdziesz mego wyzwoleńca i oddasz mu ją.