lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 117

zaciśnięte zęby:
— Zabijcie mnie.
Lecz oni nie zdawali się uważać na jego słowa, jakby nie słyszeli ich lub jakby je poczytywali za
zwykły jęk cierpienia. Ursus, ze swoją zatroskaną, a zarazem groźną twarzą barbarzyńcy, trzymał
pęki białych szmat podartych na długie pasy, starzec zaś mówił do człowieka, który naciskał ramię
Winicjusza:
— Glauku, jestżeś pewny, że ta rana w głowie nie jest śmiertelna?
— Tak jest, cny Kryspie — odpowiedział Glaukus. — Służąc jako niewolnik na flocie, a potem
mieszkając w Neapolis, opatrywałem wiele ran, i z zysków, jakie mi przynosiło to zajęcie,
wykupiłem wreszcie siebie i swoich… Rana w głowie jest lekka. Gdy ten człowiek (tu wskazał głową
na Ursusa) odebrał młodzieńcowi dziewczynę i pchnął go na mur, ów widocznie, padając, zasłonił
się ręką, którą wybił i złamał, ale przez to ocalił głowę — i życie.
— Niejednego już z braci miałeś w swej opiece — odpowiedział Kryspus — i słyniesz jako biegły
lekarz… Dlatego to posłałem po ciebie Ursusa.
— Który po drodze wyznał mi, iż jeszcze wczoraj gotów był mnie zabić.
— Ale pierwej niż tobie wyznał swój zamiar mnie — ja zaś, który znam ciebie i twoją miłość do
Chrystusa, wytłumaczyłem mu, że nie ty jesteś zdrajcą, ale ów nieznajomy, który go do zabójstwa
chciał namówić.
— To był zły duch, ale ja wziąłem go za anioła — odrzekł z westchnieniem Ursus.
— Kiedy indziej opowiesz mi to — rzekł Glaukus — ale teraz musimy myśleć o rannym.
I to rzekłszy począł nastawiać ramię Winicjusza, który mimo iż Kryspus skrapiał mu twarz wodą,
mdlał ciągle z bólu. Była to zresztą szczęśliwa dla niego okoliczność, nie czuł bowiem nastawiania
nogi ani opasywania złamanego ramienia, które Glaukus ujął w dwie wklęsłe deseczki, a następnie
obwiązał szybko i silnie, aby je unieruchomić.
Lecz po dokonaniu operacji rozbudził się znowu — i ujrzał nad sobą Ligię.
Stała tuż przy jego łóżku, trzymając przed sobą miedziane wiaderko z wodą, w której Glaukus
zanurzał od czasu do czasu gąbkę i zwilżał nią jego głowę.
Winicjusz patrzył i oczom nie wierzył. Zdawało mu się, że to sen albo gorączka stawia przed nim
drogie widmo — i po długiej dopiero chwili zdołał wyszeptać:
— Ligio…
Na jego głos wiaderko zadrżało w jej ręku, lecz zwróciła na niego oczy pełne smutku.
— Pokój z tobą! — odrzekła z cicha.
I stała z wyciągniętymi przed się rękoma, z twarzą pełną litości i żalu.
On zaś patrzył na nią, jakby chcąc napełnić nią źrenice tak, aby po zamknięciu powiek obraz jej
został mu pod nimi. Patrzył na jej twarz, bledszą i szczuplejszą niż dawniej, na skręty ciemnych
włosów, na ubogi ubiór robotnicy; patrzył tak uporczywie, że aż pod wpływem jego wzroku jej
śnieżne czoło poczęło różowieć — i naprzód pomyślał, że ją kocha zawsze, a po wtóre, że ta jej
bladość i to jej ubóstwo są jego dziełem, że on to wypędził ją z domu, gdzie ją kochano i gdzie ją
otaczał dostatek i wygody, a wtrącił do tej mizernej izby i odział w ten nędzny płaszcz z ciemnej
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional