starszych chrześcijańskich, któremu wyznał swój zamiar, że to sprawa nieczysta i że chciał go do niej
namówić jakiś zdrajca. Zresztą na samo wspomnienie Ursusa Chilona przebiegał dreszcz po całym
ciele. Natomiast pomyślał, że wieczorem wyśle Eurycjusza po wieści do tego domu, w którym
wypadek się zdarzył. Tymczasem potrzebował pożywić się, wykąpać i wypocząć. Niespana noc,
droga do Ostrianum i ucieczka z Zatybrza strudziły go istotnie nad wszelką miarę.
Jedna rzecz pocieszała go stale: oto, że miał przy sobie dwie kieski: tę, którą Winicjusz dał mu w
domu, i tę, którą mu rzucił w powrotnej drodze z cmentarza. Ze względu też na tę szczęśliwą
okoliczność, jak również ze względu na wszelkie wzruszenia, przez jakie przeszedł, postanowił zjeść
obficiej i napić się lepszego wina niż zwykle.
I gdy wreszcie nadeszła godzina otwarcia winiarni, uczynił to w mierze tak znacznej, iż zapomniał o
kąpieli. Chciało mu się przede wszystkim spać i senność odjęła mu siły do tego stopnia, że wrócił
zupełnie chwiejnym krokiem do swego mieszkania na Suburze, gdzie czekała go zakupiona za
Winicjuszowe pieniÄ…dze niewolnica.
Tam, wszedłszy do ciemnego jak lisia jama cubiculum, rzucił się na posłanie i zasnął w jednej chwili.
Zbudził się dopiero wieczorem, a raczej zbudziła go niewolnica wzywając go, by wstawał, albowiem
ktoś szuka go i chce się z nim widzieć w pilnej sprawie.
Czujny Chilo oprzytomniał w jednej chwili, zarzucił naprędce płaszcz z kapturem i kazawszy się
niewolnicy usunąć na bok, wyjrzał naprzód ostrożnie na zewnątrz.
I zmartwiał! Albowiem przez drzwi cubiculum ujrzał olbrzymią postać Ursusa.
Na ów widok uczuł, że nogi i głowa jego stają się zimne jak lód, serce przestaje bić w piersiach, po
krzyżu chodzą roje mrówek… Czas jakiś nie mógł przemówić, następnie jednak, szczękając zębami,
rzekł, a raczej wyjęczał:
— Syro! Nie ma mnie… nie znam… tego… dobrego człowieka…
— Powiedziałam mu, że jesteś i że śpisz, panie — odrzekła dziewczyna — on zaś żądał, by cię
rozbudzić…
— O bogi!… Każę cię…
Lecz Ursus, jakby zniecierpliwiony zwłoką, zbliżył się do drzwi cubiculum i schyliwszy się wsadził do
wnętrza głowę.
— Chilonie Chilonidesie! — rzekł.
— Pax tecum! Pax, pax! — odpowiedział Chilon. — O najlepszy z chrześcijan! Tak! Jestem
Chilonem, ale to omyłka… Nie znam cię!
— Chilonie Chilonidesie — powtórzył Ursus. — Pan twój, Winicjusz, wzywa cię, abyś się do niego
udał wraz ze mną.
Rozdział dwudziesty trzeci
Winicjusza obudził dotkliwy ból. W pierwszej chwili nie mógł zrozumieć, gdzie jest i co się z nim
dzieje. W głowie czuł szum i oczy jego były zakryte jakby mgłą. Stopniowo jednak wracała mu
przytomność i wreszcie przez ową mgłę dojrzał trzech schylonych nad sobą ludzi. Dwóch rozpoznał:
jeden był Ursus, drugi — ten starzec, którego obalił unosząc Ligię. Trzeci, zupełnie obcy, trzymał
jego lewą rękę i dotykając jej wzdłuż łokcia aż do ramienia i obojczyka, zadawał mu właśnie ból tak