czterech stron podwórko, stanowiące rodzaj wspólnego dla całego domu atrium, z fontanną w
środku, której strumień spadał w kamienną misę, wmurowaną w ziemię. Przy wszystkich ścianach
biegły w górę zewnętrzne schody, częścią kamienne, częścią drewniane, prowadzące do galerii, z
których wchodziło się do mieszkań. Na dole były również mieszkania, niektóre zaopatrzone w
drewniane drzwi, inne oddzielone od podwórza tylko za pomocą wełnianych, po większej części
wystrzępionych i podartych lub połatanych zasłon.
Godzina była wczesna i na podwórku żywej duszy. Widocznie w całym domu spali jeszcze wszyscy, z
wyjątkiem tych, którzy wrócili z Ostrianum.
— Co uczynimy, panie? — spytał Kroton zatrzymując się.
— Czekajmy tu; może się ktoś zjawi — odrzekł Winicjusz. — Nie trzeba, by nas widziano na
podwórzu.
Lecz zarazem myślał, że rada Chilona była praktyczną. Gdyby się miało kilkudziesięciu niewolników,
można było obsadzić bramę, która zdawała się być jedynym wyjściem, i przetrząsnąć wszystkie
mieszkania, tak zaś należało od razu trafić do mieszkania Ligii, inaczej bowiem chrześcijanie, których
zapewne w tym domu nie brakło, mogli ją ostrzec, że jej szukają. Z tego względu było
niebezpiecznym i rozpytywanie się obcych osób. Winicjusz przez chwilę namyślał się, czy nie wrócić
się po niewolników, gdy wtem spod jednej z zasłon zamykających dalsze mieszkania wyszedł
człowiek z sitem w ręku i zbliżył się do fontanny.
Młody człowiek na pierwszy rzut oka poznał Ursusa.
— To Lig! — szepnął Winicjusz.
— Czy mam zaraz połamać mu kości?
— Czekaj.
Ursus nie dostrzegł ich, albowiem stali w mroku sieni, i począł spokojnie opłukiwać w wodzie
jarzyny napełniające sito. Widocznym było, że po całej nocy spędzonej na cmentarzu zamierzał
przygotować z nich śniadanie. Po chwili, ukończywszy swą czynność, wziął mokre sito i zniknął z nim
razem za zasłoną. Kroton i Winicjusz ruszyli za nim, sądząc, że wpadną wprost do mieszkania Ligii.
Więc zdziwienie ich było niepomierne, gdy spostrzegli, że zasłona oddzielała od podwórza nie
mieszkanie, ale drugi ciemny korytarz, na końcu którego widać było ogródek, złożony z kilku
cyprysów, kilku mirtowych krzaków, i mały domek, przylepiony do ślepej tylnej ściany innej
kamienicy.
Obaj zrozumieli natychmiast, że jest to dla nich okoliczność pomyślna. Na podwórzu mogło powstać
zbiegowisko wszystkich mieszkańców, ustronność zaś domku ułatwiała przedsięwzięcie. Prędko
uwiną się z obrońcami, a raczej z Ursusem, po czym z porwaną Ligią równie prędko dostaną się na
ulicę, a tam już dadzą sobie rady. Prawdopodobnie nikt ich nie zaczepi, gdyby ich zaczepiono,
powiedzą, że chodzi o zbiegłą zakładniczkę cezara, w ostatnim zaś razie Winicjusz da się poznać
wigilom i wezwie ich pomocy.
Ursus wchodził już prawie do domku, gdy szelest kroków zwrócił jego uwagę, więc przystanął, a
ujrzawszy dwóch ludzi złożył sito na balustradzie i zawrócił ku nim.
— A czego tu szukacie? — spytał.