lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 12

mitrami, i sprzedających amulety, i poskromców wężów, i chaldejskich magów, wreszcie ludzi bez
wszelkich zajęć, którzy co tydzień zgłaszali się do spichlerzy nadtybrzańskich po zboże, bili się o
loteryjne bilety w cyrkach, spędzali noce w walących się ustawicznie w zatybrzańskiej dzielnicy
domach, a dnie słoneczne i ciepłe w kryptoportykach, w brudnych garkuchniach Subury, na moście
Milwiusa lub przed insulami możnych, gdzie im od czasu do czasu wyrzucano resztki ze stołu
niewolników.
Petroniusz dobrze był znany przez te tłumy. O uszy Winicjusza obijało się ustawiczne: „Hic est!” —
„To on!” — Lubiono go za hojność, a zwłaszcza popularność jego wzrosła od czasu, gdy dowiedziano
się, że przemawiał przed cezarem przeciw wyrokowi śmierci wydanemu na całą familię, to jest na
wszystkich bez różnicy płci i wieku niewolników prefekta Pedaniusza Sekunda, za to, iż jeden z nich
zabił tego okrutnika w chwili rozpaczy. Petroniusz powtarzał wprawdzie głośno, że mu to było
wszystko jedno i że przemawiał do cezara tylko prywatnie, jako arbiter elegantiarum, którego
estetyczne uczucia oburzała owa barbarzyńska rzeź, godna jakichś Scytów, nie Rzymian. Niemniej
lud, który wzburzył się z powodu tej rzezi, kochał od tej pory Petroniusza.
Lecz on o to nie dbał. Pamiętał, że ten lud kochał także i Brytanika, którego Nero otruł, i Agrypinę,
którą kazał zamordować, i Oktawię, którą na Pandatarii uduszono po uprzednim otwarciu jej żył w
gorącej parze, i Rubeliusza Plauta, który został wygnany, i Trazeasza, któremu każde jutro mogło
przynieść wyrok śmierci. Miłość ludu mogła być uważana raczej za złą wróżbę, a sceptyczny
Petroniusz był zarazem przesądny. Tłumem gardził podwójnie: i jako arystokrata, i jako esteta.
Ludzie pachnący prażonym bobem, który nosili w zanadrzu, a przy tym wiecznie schrypnięci i
spotnieli od gry w morę po rogach ulic i perystylach, nie zasługiwali w jego oczach na miano ludzi.
Nie odpowiadając też wcale ani na oklaski, ani na posyłane tu i owdzie od ust pocałunki, opowiadał
Markowi sprawę Pedaniusza, drwiąc przy tym ze zmienności ulicznej hałastry, która nazajutrz po
groźnym wzburzeniu oklaskiwała Nerona przejeżdżającego do świątyni Jowisza Statora. Lecz przed
księgarnią Awirunusa kazał się zatrzymać i wysiadłszy zakupił ozdobny rękopis, który oddał
Winicjuszowi.
— To podarek dla ciebie — rzekł.
— Dzięki! — odrzekł Winicjusz. Po czym spojrzawszy na tytuł zapytał: — Satyricon. To coś nowego.
Czyje to?
— Moje. Ale ja nie chcę iść śladem Rufinusa, którego historię miałem ci opowiedzieć, ani też śladem
Fabrycjusza Wejenta, dlatego nikt o tym nie wie, ty zaś nikomu nie mów.
— A mówiłeś, że nie piszesz wierszy — rzekł Winicjusz zaglądając do środka — tu zaś widzę prozę
gęsto nimi przeplataną.
— Jak będziesz czytał, zwróć uwagę na ucztę Trymalchiona. Co do wierszy, zbrzydły mi od czasu, jak
Nero pisze epos. Witeliusz, widzisz, chcąc sobie ulżyć, używa pałeczki z kości słoniowej, którą
zasuwa sobie w gardło; inni posługują się piórami flamingów maczanymi w oliwie lub w odwarze
macierzanki — ja zaś odczytuję poezje Nerona — i skutek jest natychmiastowy. Mogę je potem
chwalić, jeśli nie z czystym sumieniem, to z czystym żołądkiem.
To rzekłszy zatrzymał znów lektykę przed złotnikiem Idomenem i załatwiwszy sprawę gemm kazał
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional