lektory on-line

Przedwiośnie - Stefan Żeromski - Strona 12

— No, bracie, ciesz się! Niech cię wszyscy diabli! Ciesz się, mówię! To Nawłoć!
Cezary doświadczył właśnie pewnego niepokoju. Czegoś się wstydził i, niezgodnie ze swą naturą, czegoś trwożył i lękał. Konie wbiegły na szeroki dziedziniec i stanęły przed gankiem. Na tym ganku, rzęsiście oświetlonym, słychać było zmieszany gwar licznych głosów męskich i kobiecych, które wywoływały imię:
— Hipolit! Hipek! Hipcio! Hipeczek! Hip!
Wielosławski ściągnięty został ze swego siedzenia przez liczne ręce i znalazł się w ich objęciach. Cezary, pozostawiony samemu sobie, złaził z wolna z siedzenia. Ale o nim nie zapomniano. Wnet wstępował po szerokich i wspaniałych, aczkolwiek dziwnie ruchomych stopniach schodów na obszerny ganek, winem dzikim obrośnięty. W świetle lamp i świec migały mu przed oczyma rozmaite postacie: dama starsza, wysoka, o ruchach zamaszystych i pełnych władczego majestatu; panna blondynka ze ślicznymi niebieskimi oczami; młody ksiądz; stary pan z czarnymi, obwisłymi wąsami…
Hipolit przedstawił Barykę zebranym na ganku. Ten kłaniał się wielekroć, całował rękę damy starszej, jak się okazało, matki Hipolita, podawał rękę do uścisku młodemu księdzu, jak się okazało, przyrodniemu bratu Hipolita, młodej pannie, Karolinie Szarłatowiczównie, jego siostrze ciotecznej, oraz starszemu panu, wujowi Skalnickiemu. Wszyscy bardzo przychylnie witali „tego” Barykę, przypatrywali mu się z ciekawością, jak na „wyższe” towarzystwo dość prowincjonalną, a nawet zaściankową. Cezary robił swobodnego i światowca, choć wspomnienie o powalanych ineksprymablach i zrujnowanym kapeluszu stawało mu na przeszkodzie w zadawaniu szyku. Rozmowa była tak chaotyczna, że nic nie można było zrozumieć. Ten sobie mówił i tamten sobie mówił, pełno było radości i krzyku. Wszyscy naraz zadawali pytania i nie czekając na odpowiedź zadawali nowe. Nic dziwnego: podpora rodu, syn najstarszy wracał z wojny cały i zdrowy, tęgi i opalony, jakby jeździł na polowanie w sąsiedztwo. Panna Szarłatowiczówna, która najwymowniej, najczęściej i, trzeba wyznać, najkrzykliwiej głos zabierała, patrząc na Hipolita, lecz mając na oku i „tego drugiego”, wypaliła:
— Nie widzę, Hipie, żebyś zbyt znowu wyraźnie przypominał steranego inwalidę! Raczej wypasłeś się jeszcze bardziej. Czyż mnie wzrok nie myli? Ależ tak — utyłeś! Tylko patrzeć, jak sobie zapuścisz drugi podbródek. A może to jaka specjalna choroba wojenna, obrzęk, puchlina?
— Patrz no, Cezary, mają nas tutaj za frantów, którzy siedzieli w sanatorium, a teraz przebrali się za bohaterskie figury.
— Trzeba cierpieć, wciąż cierpieć, mój bohaterze, nie tylko od zawziętego wroga, lecz i od panien… — śmiał się Baryka.
— Nie przypominam sobie, żeby tutaj kto mówił o „frantach” — zaperzyła się panna Karolina — tylko wszyscy wracają w tak korpulentnych postaciach, że ta wojna wygląda mi na jakąś odżywczą kurację.
— Któż to „wszyscy”? Karolino — kto „wszyscy”?
— No, na przykład — Jędrek.
— Słyszane rzeczy! To dziewczę, które prochu nie wąchało, ośmiela się twierdzić, że my na wojnie czyściliśmy buty w przedpokojach, jak pan Jędrek.
— Ależ nie! Wiem, że ścigałeś nieprzyjaciół jak Czarniecki.
— O nieprzyjaciołach, o bolszewikach ostrożnie! Obecny tutaj mój przyjaciel Baryka jest — jak by to powiedzieć? — prawie bolszewikiem.
— Tak? Pan? — zdziwiła się owa panna Karolina mierząc gościa ostrym od stóp do głów spojrzeniem.
— Żarty! — mruknął Baryka.
— Jeszczem też normalnego bolszewika na oczy nie widziała…
— A coś ty widziała „na oczy”, Karolino, dziewczę z pałacu białego na Ukrainie?
— Jeszczem widziała oborę od strony twojego pałacu i pałac od strony twojej obory.
— Muszę ci wytłumaczyć, Cezary, że panna Szarłatowiczówna, tu obecna Karolina — takie imię chrzestne — a no, trudno! — defekt — utraciła dobra swe ziemskie na Ukrainie, skoro tylko bolszewicy się narodzili. Była bowiem na pensji w Warszawie, uczyła się geografii, algebry — tak! — i stylistyki, kiedy jej dobra zabierano. Teraz zarabia na kawałek chleba. Karolina Szarłatowiczówna kury maca w Nawłoci.
— Twoje kury, wielki magnacie!
— Jest to przenośnia, właśnie stylistyczna — wmieszał się do rozmowy młody księżulo — jest to pars pro toto. Karolcia zajmuje się nie tylko kurami…
— Ale i gęsiami… — dorzucił Hipolit.
— O, zaraz gęsiami, gęsiami!… — gorszył się młody księżyk.
— A czyż się nie zajmuje gęsiami, krowami, cielętami, źrebiętami?… Stęskniłem się za nią, mój drogi *pomidorze*. Nieraz — Cezary świadkiem! — leżąc w rowie zaczynam marzyć i wyrażam słownie marzenie wewnętrzne: — napiszę list do Karoliny Szarłatowiczówny, herbu Rogala. Zapytam jej, czy kury dobrze się niosą?
— A szczęście, żeś tego listu nie wysłał, bo byłabym ci odpisała! No!
— No! Z takimi błędami ortograficznymi, że *pała*! *Pała* z minusem! Zresztą na Ukrainie to nie raziło. Któż by tam o polską ortografię… Boże drogi! Tam przecie wsio po russki…
— Widzę ze smutkiem, że braciszek nie daje pani przyjść do słowa… — rzekł Cezary.
— Poczciwe to z kościami, dobre, jak kotlet z marchewką, ale musiał pan przecie, leżąc z nim po rowach, zauważyć… Biedny, biedny chłopczyna…
— Karolino, nie daj się! — podszczuwał ksiądz Anastazy. — Broń się, dziewczę z buzią jak malina! Jeżeli go teraz nie oszołomisz, znowu zapanuje nad tobą.
— Przebaczam mu z góry wszystko. Biedny bohater, inwalida, zmizerowany w bojach obrońca swych trzód, stadnin, obór, powozów i batów…
— Kolacja! Otóż i kolacja! — z zapałem głosił ksiądz Nastek. — Primum edere, deinde philosophari. Nieprawdaż, panie poruczniku? — zwrócił się do Baryki.
— Niestety, nawet nie: sierżancie…
— Jakążeście tam ponad inne przekładali? — spytał ksiądz chwytając wprawną dłonią gąsiorek ze starką.
— Siwuchę przekładaliśmy stale i niezmiennie, ale teraz przepij no, Nastek, do tego Czarusia…
— A, Czaruś mu na imię? Właśnie chciałem zapytać, bo to bez tego nieporęcznie.
— No, to panie Czaruś — nasze! Ładne imię, prawda Karusia? Podoba ci się?
— Dość ładne imię… — uśmiechnęła się panna Karolina.
— Takie imię dobrze się mówi… — wsunął uwagę wujcio Michaś.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional