Lecz Chilo począł odradzać i zaklinać ich na wszystkich bogów, ażeby tego nie czynili. Przecie Kroto
miał być wzięty tylko dla obrony, na wypadek, gdyby ich poznano, nie dla porwania dziewicy. Biorąc
ją we dwóch tylko, sami narażą się na śmierć i co więcej, mogą ją wypuścić z rąk, a wówczas ona
skryje się w innym miejscu lub opuści Rzym. I co uczynią? Dlaczego nie działać na pewno, po co
narażać siebie na zgubę i całe przedsięwzięcie na los niepewny?
Winicjusz, mimo że z największym wysiłkiem wstrzymywał się, by zaraz na cmentarzu nie pochwycić
Ligii w ramiona, czuł jednak, że Grek ma słuszność, i byłby może podał ucho jego radom, gdyby nie
Kroto, któremu chodziło o nagrodę.
— Każ, panie, milczeć temu staremu capowi — rzekł — albo pozwól mi spuścić pięść na jego głowę.
Raz w Buxentum, dokąd mnie na igrzyska sprowadził Lucjusz Saturninus, napadło na mnie w
gospodzie siedmiu pijanych gladiatorów i żaden nie wyszedł z całymi żebrami. Nie mówię, żeby
dziewicę porywać teraz, spośród tłumu, bo mogliby nam rzucić pod nogi kamienie, ale gdy raz
będzie w domu, porwę ci ją i zaniosę, dokąd chcesz.
Winicjusz ucieszył się słuchając tych słów i odrzekł:
— Tak się stanie, na Herkulesa! Jutro moglibyśmy jej nie znaleźć wypadkiem w domu, gdybyśmy zaś
rzucili między nich popłoch, uprowadziliby ją niechybnie.
— Ten Lig wydaje mi się strasznie silny! — jęknął Chilo.
— Nie tobie każą trzymać mu ręce — odpowiedział Kroto.
Musieli jednak czekać jeszcze długo i kury poczęły piać na przedświt, nim ujrzeli wychodzącego z
bramy Ursusa, a z nim Ligię. Towarzyszyło im kilka innych osób. Chilonowi wydało się, że rozpoznaje
między nimi Wielkiego Apostoła, obok niego szedł drugi starzec, znacznie niższy wzrostem, dwie
niemłode niewiasty i pacholę, które świeciło latarnią. Za tą garstką szedł tłum liczący ze dwieście
osób. Winicjusz, Chilo i Kroto pomieszali się z owym tłumem.
— Tak, panie — rzekł Chilo — twoja dziewica znajduje się pod możną opieką. To on z nią jest, Wielki
Apostoł, bo patrz, jak ludzie klękają przed nim na przodzie.
Ludzie rzeczywiście klękali, ale Winicjusz nie patrzył na nich. Nie tracąc ani na chwilę z oczu Ligii
myślał tylko o jej porwaniu i przywykłszy w wojnach do wszelkiego rodzaju podstępów, układał
sobie w głowie z żołnierską ścisłością cały plan porwania. Czuł, że krok, na który się ważył, był
zuchwały, ale wiedział dobrze, że zuchwałe napady zwykle kończą się powodzeniem.
Droga była jednak długa, więc chwilami myślał także o przepaściach, jakie wykopała między nim a
Ligią ta dziwna nauka, którą ona wyznawała. Rozumiał teraz wszystko, co się w przeszłości stało, i
rozumiał, dlaczego się stało. Był na to dość przenikliwym. Oto on dotąd Ligii nie znał. Widział w niej
cudną nad wszystkie dziewczynę, do której zapaliły się jego zmysły, teraz zaś poznał, że ta nauka
czyniła z niej jakąś różną od innych kobiet istotę i że nadzieja, aby ją także pociągnęły zmysły, żądza,
bogactwo, rozkosz, jest czczym złudzeniem. Pojął nareszcie to, czego obaj z Petroniuszem nie
rozumieli, że owa nowa religia wszczepiała w duszę coś nie znanego temu światu, w którym żył, i że
Ligia, gdyby go nawet kochała, nic ze swych chrześcijańskich prawd dla niego nie poświęci; że jeśli
istnieje dla niej rozkosz, to całkiem odmienna od tej, za jaką ubiegał się on i Petroniusz, i dwór
cezara, i cały Rzym. Każda inna z kobiet, które znał, mogła zostać jego kochanką, ta chrześcijanka