lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 106

— A co tam? — zapytał Kostriulew, poprawiając swe niebieskie binokle.
— Panie nauczycielu! — mówił „Figa” głosem wzburzonym, drżącym, ale do najwyższego stopnia
zuchwałym — ja… to jest… ja w imieniu moich kolegów… uczniów klasy siódmej, ja proszę, ażebyś
pan nie czytał tutaj podobnych rzeczy.
— Co takiego? — zawołał historyk, zrywając się z krzesła.
Walecki wspiął się na palcach i oparty rękami o wierzchnią deskę ławki, pochylony naprzód, mówił
coraz głośniej tonem, który ciął niby damasceńska szabla:
— Ja jestem katolikiem i nie mam prawa słuchać tego, co pan czytasz. Dlatego w imieniu całej klasy,
w imieniu… całej klasy…
— Milczeć, smarkaczu! — wrzasnął nauczyciel, zstępując z katedry.
Był to najboleśniejszy epitet, jaki mógł usłyszeć ten mały „katolik”. Słowo „smarkacz” przeszyło go
jak bagnet. Toteż nozdrza klasycznego nosa zaczęły mu drgać, brwi skoczyły do pół czoła, twarz
zbladła jak papier.
— Ja nie chcę słyszeć tego, co pan czytasz! — krzyknął na cały głos. — Tego nie ma w kursie, a
zresztą jest to potwarz i nędzny fałsz! Nędzny fałsz! Ja w imieniu całej klasy…
Kostriulew mruknął coś pod nosem, zebrał na kupę co tchu swój rękopis, dzienniki, książkę
Iłowajskiego i gwałtownym krokiem wyszedł z klasy. Walecki usiadł na swym miejscu, podparł
głowę pięściami i został tak bez ruchu. W sali zaległa cisza. Nie słychać było żadnego szmeru,
żadnego oddechu. Wtem Borowicz rzekł półgłosem, który wśród tej ciszy i wytężonego milczenia
sprawił wrażenie krzyku:
— To ci ognisty katolik!
Walecki natychmiast podniósł głowę, odwrócił się, zmrużył oczy i szepnął przez ściśnięte zęby:
— Tak, ty… libertynie!
— „Pomidorowiec”… — odpowiedział mu Borowicz. — On „w imieniu całej klasy”…
Zaledwie zdążył wymówić te słowa, gdy drzwi się z trzaskiem otwarły i wkroczył do klasy cały prawie
sztab gimnazjalny. Dyrektor szybko zbliżył się do pierwszych ławek i zaczął krzyczeć, bijąc w nie
pięściami:
— A to co? Bunt? Bunt? Bunt?! Ja was nauczę! W tej chwili won cała klasa! Won! Myślicie, że ja się
zawaham! Walecki! — krzyknął w istnej furii — tutaj!
„Figa” stanowczym krokiem wyszedł na środek i stanął przed dyrektorem.
— Od ziemi nie odrósł, żak, ssipalec! — pienił się Kostriulew. — I to takie… przeciwko mnie…
Protest… Ja dla dobra nauki, a ty, chłystku!…
— Tak… — rzekł „Figa” chrapliwym basem, który co moment przelewał się w dyszkant – w imieniu
całej klasy… My chodzimy do spowiedzi, wyznajemy naszą religię… A zresztą ja nic nie chcę… Niech
on przeczyta panu dyrektorowi i wszystkim to, co my tu słyszeliśmy przed chwilą! Niech on to
przeczyta. Ja nic… tylko niech on to przeczyta! Jeżeli panowie…
Głos mu się zarywał i jakoś dziwnie szczękał w nadmiernym wzburzeniu.
— Któż to — on? — spytał raptem inspektor.
— No on… ten nauczyciel, Kostriulew… — rzekł „Figa” wzgardliwie, nie odwracając nawet głowy w
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional