lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 105

zdobywał sobie nadzwyczajną hardością.
Nie było tygodnia, żeby ten prześliczny chłopak nie skakał do oczu któremu z belfrów. Na każdą
uwagę musiał odpowiedzieć jeśli nie dowcipnym sarkazmem, to przynajmniej znamiennym
chrząknięciem albo piorunującym spojrzeniem oczu, podobnych do pary diamentów. Całe
stronnictwo literacko-buckle'owskie starało się o pozyskanie „Figi”, ale on uchylał się od rozmów
bezbożnych. Miał kilka sióstr, a był jedynakiem u matki, właścicielki niedużego sklepu z materiałami
piśmiennymi, katoliczki. Jak agent policji tajnej kontrolowała ona każdy krok syna, wydzierała mu z
rąk książki nie tylko wolnomyślne, ale wszelkie tak zwane „złe”, nad wiedzą zaś tego wybitnego
siódmoklasisty panowała tak wszechwładnie, że musiał jej sumiennie opowiadać treść rozmów
swoich z kolegami, przedstawiać swe tajemne myśli, z góry uznane za zdrożne, wyjawiać wszelkiego
rodzaju projekty i marzenia. Tak prowadzony hardy Tomasz musiał również wystrzegać się nie tylko
dyskusji, ale nie miał prawa słyszeć „złych” myśli i pozwalać, ażeby znalazły miejsce w jego głowie.
Uzda, której końce trzymała matka szalejąca za „Figą”, doprowadzała go do skrytej, głuchej, dzikiej
pasji. Poddawał się jednak, gdyż do serca jego czynny bunt przeciw rodzicielce nie miał przystępu.
„Figa” wierzył w to tylko, co wespół z nią uznał za godziwe. Stosownie do jej poleceń prześcigał
wszystkich „literatów” w wiadomościach, aczkolwiek na zebrania nie uczęszczał; czytał wszystko, co
było niezbędne do pisania ćwiczeń rosyjskich, ale żadnej księgi bezbożnej nie miał jeszcze w ręku.
Borowicz nie opuszczał ani jednej sposobności drażnienia „Figi” swymi uwagami, toteż istniała
między tymi dwoma ciągła walka.
Kostriulew, wykładający historię, wszedł do klasy i zasiadł na katedrze. Był to rusyfikator w
najbardziej wulgarnym znaczeniu tego wyrazu. Podczas każdej prawie lekcji wywlekał sprawy
bolesne dla młodzieży polskiej (gdyby ta czuć była w stanie), rozwijał je i poza kursem
gimnazjalnym narzucał do uczenia się mnóstwo faktów zbytecznych. W podręczniku historii
Iłowajskiego była krótka i charakterystycznie moskiewska wzmianka o upadku Polski. Kostriulew nie
poprzestał na niej, lecz przynosił ze sobą jakieś rękopiśmienne foliały, co zwał „dopełnieniem”, i
stamtąd wyczytywał przeróżne skandale. Tego dnia przesłuchawszy zaledwie jednego uczniaka
rozłożył swój manuskrypt i rzucając na przemiany jadowite uśmiechy i spojrzenia, zaczął czytać.
Długo i szeroko malował historię „dobrowolnego” prawosławia na Litwie, wyliczał przykłady
zdzierstw księży katolickich, scen gorszących z ich życia itd. Godzina miała się już ku końcowi, gdy
widocznie dla zilustrowania stanu rzeczy dobitnym faktem wyłuszczać zaczął sprawę konfiskaty
wielkiego klasztoru żeńskiego w okolicach Wilna.
— Gdy wywieziono mniszki — mówił — delegowani zabrali się do zbadania gmachu. W trakcie
rewizji cel przypadkiem odkryto schody tajne prowadzące do lochów podziemnych, gdzie oczom
przybyłych ukazał się widok nieznośny. Stało tam mnóstwo maleńkich trumienek drewnianych,
prawie jednakiego wymiaru, a mieściły się w nich trupy dzieci ledwo narodzonych. Jedne z tych
trumienek były już zupełnie zbutwiałe, widocznie przed wiekiem, inne rozsypywały się w proch, a
były i zupełnie nowe, lśniące białością drzewa sosnowego…
Pedagog przerwał na chwilę czytanie i obrzucił spojrzeniem słuchaczów. Wtedy Walecki powstał ze
swego miejsca i rzekł ostro:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional