lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 104

Oprócz roli czynnika budzącego do ruchu umysły skrępowane powijakami schematu nauk
gimnazjalnych książka Buckle'a odegrała inną, daleko ważniejszą. Była ona nie tylko kodeksem i
ekscytarzem moralności, ale wprost była siłą moralną.
Wszystką energię duchową młodzieńców dojrzewających fizycznie, która wyładowałaby się była w
pierwszym lepszym kierunku, mocno ujęła w łożysko i porwała ku rzeczom najszczytniejszym.
Każdy z buckle'istow piastował w sercu ekstatyczne marzenie: nie tylko posiąść wiedzę mistrza, ale
samemu stać się Bucklem. Zamknąć się w murach jakiegokolwiek domu, zgromadzić nieprzejrzaną
moc książek, uczyć się przez całe życie, a nawet umierając wołać jak on: „O, dzieło moje! o, dzieło
moje!…”
Kolosalny zakres wiedzy odsłaniający się na kartach Historii cywilizacji Anglii miał przede wszystkim
ten skutek, że znaglił Borowicza i jego współwyznawców do pracy, do rzetelnego cenienia czasu na
wagę złota. Kto ma zostać Bucklem, ten nie może tracić minuty, musi rozłożyć prawidłowo godziny i
kwadranse, a wszystkie wypełnić trudem. Stamtąd, z wyżyny buckle'izmu, ani jeden z adeptów nie
zstąpił na chwilę do dziedzin wolnopróżniactwa i cenił młódź bawiącą się tym procederem jako
nędzną trzodę. Tak tedy całkowite pochłonięcie sił duszy przez nauki, a raczej przez marzenia i
piękne sny w dziedzinie nauk — oderwało ją od wszelkiego brudu ziemi, dźwignęło bardzo wysoko i
szybko a nieodwołalnie uszlachetniło.
Ponieważ znano *książkę* tylko w przekładzie rosyjskim, z natury rzeczy tedy wszelkiego rodzaju
terminy naukowe i urobione formuły bardziej ścisłego myślenia przywierały do mózgów w postaci
rosyjskiej. Na dysputach wieczornych wszystko, cokolwiek tyczyło się rzeczy „abstrakcyjnych”,
wypowiadano między sobą po rosyjsku. Nikt „przekonań” swoich po polsku nie umiałby ze
ścisłością wyłożyć. Była to najbardziej zjadliwa forma obrusienja, bo dobrowolnie, we wnętrzu
własnych czaszek, stopniowo zaprowadzana przez młodzież. Ale nie mogło być inaczej. Młodzież ta
łaknęła strawy naukowej, znalazła ją i karmiła się tym, co znalazła. Ogół inteligencji miejskiej umiał
jedynie (w największym sekrecie) stękać na „ucisk”, dziwować się, jakim to sposobem można w
kraju polskim gramatykę polską wykładać „pa russki”, ale nie był uzdolniony politycznie nawet do
założenia dla tej młodzieży czytelni z dzieł naukowych, swoich i tłumaczonych, kształcących
systematycznie.
XIV
Mdłe światło jesienne wlewało się do klasy siódmej, napełniając ją dziwnie smutnym i nudnym
półmrokiem. Przed chwilą wyszedł był „Grek”, z którym tłumaczono dialogi Lukianosa, a wkrótce
miał się ukazać nauczyciel historii. Wszyscy uczniowie siedzieli w klasie. Z szóstej do siódmej
przeszło ich zaledwie dwudziestu trzech. Przybysze zastali pięciu drugorocznych. Ci nadawali szyk i
odpowiedni ton „sztubie”. Właśnie jeden z takich, blady i wychudły mężczyzna w mundurze
uczniowskim, opowiadał naprędce sprośną anegdotkę kółku zgromadzonych przy jego ławie, co
chwila wybuchającemu homerycznym śmiechem. W drugim kącie sali Borowicz prowadził ożywiony
dyskursik z Waleckim, zwanym „Figą”. Walecki miał dopiero lat siedemnaście. Był to chłopczyna tak
małego wzrostu, że, ku jego śmiertelnej męce, uważano go za trzecioklasistę. Uczył się wybornie i
tylko dzięki „złemu sprawowaniu” figurował na liście jako drugi uczeń z kolei, ustępując
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional