— Co?… Tęsknota
— Za czym?
Wokulski drgnÄ…Å‚.
— Za czym? No… za wszystkim… za krajem…
— Dlaczegożeś nie wracał?
— A cóż by mi dał powrót?… Zresztą — nie mogłem.
— Nie mogłeś? — powtórzył Ignacy.
— Nie mogłem… i basta! Nie miałem po co wracać — odparł niecierpliwie Wokulski. — Umrzeć tu czy tam, wszystko jedno… daj mi wina — zakończył nagle, wyciągając rękę.
Rzecki spojrzał w jego rozgorączkowaną twarz i odsunął butelkę.
— Daj pokój — rzekł — już i tak jesteś rozdrażniony…
— Dlatego chcę pić…
— Dlatego nie powinieneś pić — przerwał Ignacy. — Za wiele mówisz… może więcej, aniżelibyś chciał — dodał z naciskiem.
Wokulski cofnął się. Zastanowił się i odparł potrząsając głową:
— Mylisz się.
— Zaraz ci dowiodę — odpowiedział Ignacy przyciszonym głosem. — Ty nie jeździłeś tam wyłącznie dla zrobienia pieniędzy…
— Zapewne — rzekł Wokulski po namyśle.
— Bo i na co trzysta tysięcy rubli tobie, któremu wystarczało tysiąc na rok?…
— To prawda.
Rzecki zbliżył swoje usta do jego ucha.
— Jeszcze ci powiem, że pieniędzy tych nie przywiozłeś dla siebie…
— Kto wie, czyś nie zgadł.
— Zgaduję więcej, aniżeli myślisz…
Wokulski nagle roześmiał się.
— Aha, więc tak sądzisz? — zawołał. — Upewniam cię, że nic nie wiesz, stary marzycielu.
— Boję się twojej trzeźwości, pod wpływem której gadasz jak wariat. Rozumiesz mnie, Stasiu?…
Wokulski wciąż się śmiał.
— Masz rację, nie przywykłem pić i wino uderzyło mi do głowy. Ale — już zebrałem zmysły. Powiem ci tylko, że mylisz się gruntownie. A teraz, ażeby ocalić mnie od zupełnego upicia, wypij sam — za pomyślność moich zamiarów.
Ignacy nalał kieliszek i mocno ściskając rękę Wokulskiemu, rzekł:
— Za pomyślność wielkich zamiarów…
— Wielkich dla mnie, ale w rzeczywistości bardzo skromnych.
— Niech i tak będzie — mówił Ignacy. — Jestem tak stary, że mi wygodniej nic nie wiedzieć; jestem już nawet tak stary, że pragnę tylko jednej rzeczy — pięknej śmierci. Daj mi słowo, że gdy przyjdzie czas, zawiadomisz mnie…
— Tak, gdy przyjdzie czas, będziesz moim swatem.
— Już byłem i nieszczęśliwie… — rzekł Ignacy.
— Z wdową przed siedmioma laty?
— Przed piętnastoma.
— Znowu swoje — roześmiał się Wokulski. — Zawsze ten sam!
— I tyś ten sam. Za pomyślność twoich zamiarów… Jakiekolwiek są, wiem jedno, że muszą być godne ciebie. A teraz — milczę…
To powiedziawszy Ignacy wypił wino, a kieliszek rzucił na ziemię. Szkło rozbiło się z brzękiem, który obudził Ira.
— Chodźmy do sklepu — rzekł Ignacy. — Bywają rozmowy, po których dobrze jest mówić o interesach.